"Chyba nie ma sensu udowadniać całemu światu, że jeszcze potrafię" - mówi "Franek" w rozmowie z "Faktem". W polskiej lidze strzelił 116 bramek. Trzykrotnie sięgał po tytuł króla strzelców, swoimi bramkami poprowadził Wisłę po pięć mistrzostw Polski. Teraz są to tylko wspomnienia. Wyjazd za granicę nie okazał się sukcesem. Początki w Elche były obiecujące, jednak pobyt w Wolverhampton i CD Tenerife okazał się nieporozumieniem. Walczący ze zdrowiem Frankowski częściej przesiadywał na ławce rezerwowych, niż grał.

We wrześniu przeszedł operację przepukliny. Powoli wraca do treningów, jednak noga wciąż boli. "Trenuję od blisko trzech tygodni, a wciąż nie jestem zadowolony ze swojej formy. Ciągle czuję ból w pachwinie. Lekarze mówią, że jest to tak zwany "ból psychologiczny", ale ja wiem lepiej. Przecież czuję ten ból i nie mogę pokonać pewnej bariery. Czas ucieka, a ja stoję w miejscu" - mówi Frankowski.

Podczas treningów z trudem trafia w bramkę. Strzały nie są już tak precyzyjne i skuteczne. "Nie wygląda to kolorowo. Daję sobie jeszcze dwa miesiące na dojście do formy. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, będę musiał podjąć trudną decyzję o zakończeniu przygody z piłką. Nie ma sensu udowadniać całemu światu na siłę, że do czegoś się jeszcze nadaję" - mówi smutnym głosem "Franek".

33-letni napastnik doskonale wie, że z jego powrotem do gry wszyscy kibice wiązaliby ogromne nadzieje. "Oczekiwania z pewnością byłyby bardzo duże. Tak jak w przypadku Grzegorza Piechny, który wrócił do polskiej ligi. Dlatego nie mam zamiaru podejmować decyzji o powrocie, jeśli nie będę w pełni sprawny. To mija się z celem. Przecież nie jestem już młodzieniaszkiem" - dodaje Frankowski.

Były król strzelców polskiej ekstraklasy już się zastanawia, co będzie robić, gdy powiesi buty na kołku. "Chciabym zostać przy piłce, ale nie chcę być ani menedżerem, ani trenerem. W dyrektory też się pchać nie będę, bo wkrótce do tej funkcji wymagane będą liczne licencje. Dziennikarzem sportowym także nie zostanę, bo z niektórymi miałem nieźle na pieńku. Ale spokojnie, jakiś plan zawsze się znajdzie" - kończy 22-krotny reprezentant Polski.







Reklama