Wydaliście na transfery 3,5 miliona euro. Skąd taka rozrzutności u ludzi z Wielkopolski słynących ze skąpstwa?

To pytanie nie do mnie, a do właścicieli Lecha Poznań. Ja też byłem zdziwiony, że aż tak sypnęli groszem (śmiech).

Reklama

Prezes Lecha Andrzej Kadziński powiedział: „Smuda zawsze jest marudny, ale po tylu wzmocnieniach będzie chyba wreszcie szczęśliwy”. No więc jest pan w końcu zadowolony?

Dość. Nadal mam stracha, że zimą przyplącze się nam kilka kontuzji i znów będzie problem ze skompletowaniem składu. Poza tym w piłce jest tak, że proces budowania zespołu ciągle trwa, nigdy nie jest zamknięty.

Reklama

Straszny z pana pesymista.

Raczej realista.

Za to ludzie w Poznaniu to optymiści. Wierzą w zdobycie mistrzowskiego tytułu.

Może i tak, nie wiem, nie rozmawiam zbyt często z kibicami. Nie zaczepiają mnie na ulicach, więc nie odczuwam zbyt dużej presji.

Da się porównać Lecha do pańskiego Widzewa z lat 90., który grał w Lidze Mistrzów?

Reklama

Nie, bo tamten futbol i obecny to dwie zupełnie różne dyscypliny. Teraz gra się o wiele szybciej i dynamiczniej.

Ale łódzki klub z poznańskim łączy jedno - bardzo szeroka kadra.

No dobra, masz pan rację. W tej chwili mam ze dwudziestu chłopa, którzy mogą nabroić w lidze.

A miejsc do grania tylko jedenaście. Jaki jest pana sposób na stłumienie frustracji rezerwowych?

Klarowne zasady. U mnie jest tak: kto zapieprza na treningach, ten gra w pierwszym składzie. Reszta siedzi na ławie. Rezerwowy nie może mieć pretensji do mnie, a tylko do siebie.

Parę lat temu szkoleniowiec Bayernu Monachium Ottmar Hitzfeld stosował tzw. system rotacyjny - co mecz zmieniał paru zawodników. Pan zamierza postępować podobnie?

Nie jestem zwolennikiem ciągłego mieszania składu. Jeżeli drużyna gra dobrze, nie trzeba nic kombinować. Dowód? Holendrzy i Chorwaci wystawili w trzeciej serii meczów Euro 2008 rezerwowe składy, przez co stracili rytm gry i odpadli z turnieju.

Powróćmy do Lecha - w przyszłym sezonie będzie pan dysponował trzema solidnymi napastnikami, Reissem, Lewandowskim i Rengifo. Czy to znaczy, że pana klub zagra ofensywnie, trzema atakującymi?

Nie wiem. My możemy mieć w podstawowej jedenastce tylko jednego snajpera, a i tak będziemy przeć do przodu. Lech zawsze pokazuje ofensywną piłkę. U mnie nawet obrońcy włączają się do ataku i próbują zdobywać gole.

Lewandowski powiedział, że w debiutanckim sezonie w ekstraklasie strzeli dziesięć goli. Uda mu się?

Tak, bo to spory talent. Ten chłopak wykiwa niejednego starszego defensora. Musi jednak grać z mniejszą nonszalancją niż w drugiej lidze, gdzie był królem strzelców.

Mówi się, że chce pan kupić Artura Wichniarka, którego prowadził pan w Widzewie. Jest szansa, że piłkarz Arminii Bielefeld zakotwiczy w Lechu?

Niestety nie. Artur ma jeszcze kontrakt z niemieckim klubem, zarabia tam pięć razy tyle co dostałby u nas.

Lech ma mocną obronę, pomoc i atak, za to słabiutko wyglądają wasi bramkarze. 32-letni Krzysztof Kotorowski i młody, niedoświadczony Paweł Linka - z takimi golkiperami nie podbijecie ligi.

Wiem o tym, dlatego szukamy wzmocnień na tej pozycji.

Z Polski czy zagranicy?

Panie, mi to obojętne skąd. Bramkarz może być nawet z kosmosu, byleby sobie radził! OK, zapędziłem się. W sumie wolałbym Polaka - łatwiej byłoby mu się komunikować z obroną.

Kiedyś w Widzewie poprosił pan o wstawienie do swojego pokoju lodówki, w której miały się chłodzić piwka. W Lechu również dysponuje pan takim urządzeniem?

Nie, ostatnio mam tyle roboty, że nie mam czasu spijać browarków.

Taki smakosz piwa jak pan nie pije? Nie wierzę.

No poważnie, stałem się niemal całkowitym abstynentem. Również dlatego, że dbam o linię. Szczupła sylwetka jest teraz w modzie (śmiech).

Ale jest lato, na dworze gorąco.

Wiem, dlatego raz na jakiś czas wyżłopie piwko, ale tylko jedno, słowo. No, kończmy już ten wywiad, trening mam.

OK, więc na koniec zapytam: czy Lech będzie mistrzem Polski?

Nie dam panu gwarancji. Jeśli gdzieś w kraju jest trener, który już teraz powie, że wygra ligę, to musi być nienormalny.