Dziennik:Znalazł się pan w opozycji do selekcjonera Leo Beenhakkera?

Franciszek Smuda: Ja? Broń Boże! Powiem w ten sposób – wszyscy wiemy, jak wypadł na Euro. Odpadliśmy zanim ten turniej na dobre się rozkręcił. Żeby jednak wszystko było jasne – wcale źle mu nie życzę. Decyzja należy jednak do związku. Zostawią go, uszanuję to i będę mu życzyć powodzenia. Ale docierają do mnie różne sygnały...

Zapewne o tym, że Beenhakker miałby jednak odejść. Rozumiem, że jest pan chętny, żeby go zastąpić.

Na okrągło dzwonią do mnie różne osoby. Także z PZPN, ale nie będę wymieniał ich nazwisk. Pytają, czy chciałbym poprowadzić polską reprezentację. Odpowiadam to samo, co teraz – jeśli dostanę taką propozycję, to na sto procent ją przyjmę. Jestem już na tyle doświadczony, że mogę pełnić tę zaszczytną funkcję.

Czyli do trzech razy sztuka?

Dokładnie tak. Teraz już bym się zdecydował. Nie to, co kiedyś. Co tu dużo mówić, kiedyś broniłem się przed wyborem. Troszkę się wystraszyłem, choć byłem mocnym kandydatem. Innym razem wybrano kogoś innego.

Podobno uważa pan, że reprezentacja pod pana przywództwem grałaby najpiękniejszy futbol w Europie?

Tak do końca nie można powiedzieć. Bo jakby ktoś przeczytał takie słowa, to by pomyślał, że urwałem się z księżyca albo jestem głupi. I to byłoby łagodne. Ale we wszystkich zespołach, które prowadziłem, wyznawalem zasadę – pressing i gra do przodu, kiedy tylko to możliwe. Ja brzydzę się futbolem defensywnym. To Beenhakker powiedział w podsumowaniu tej rundy, że najładniejszy futbol pokazał Lech. Czyli może mnie namaścił na swojego następcę (śmiech)?

Wierzy pan, że moglibyśmy grać jak Rosjanie, którzy zachwycali na Euro?

Coś w tym rodzaju. W piłce nie ma rzeczy niemożliwych. Skoro Rosjanie mogą grać ładnie, to dlaczego nie my?

Bo u nas może być problem ze znalezieniem jedenastu zawodników do gry na wysokim poziomie.

Nie bądźmy takimi pesymistami. Nie mamy pokolenia tak zdolnego, jak w latach siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych. Powiem jednak, czym się różni się praca w kadrze od tej klubowej. W zespole narodowym wystarczy wybrać ludzi, dobrać do nich odpowiednią taktykę i wio do przodu. A ja wiem, że do mojej taktyki znalezienie wykonawców to pestka. W klubie odbywa się żmudny proces budowania, odrzucania co pół roku słabych ogniw i wstawiania w ich miejsce kolejnych.

Spodziewał się pan triumfu Hiszpanii na Euro?

Oczywiście, że tak. A na potwierdzenie moich słów powiem, że wygrałem nawet zakłada z Józkiem Młynarczykiem. Dzięki temu jestem stówkę do przodu. Mówi się, że następcą Beenhakkera powinien być ktoś młody. A kto wygrał Euro? Najstarszy w gronie, Luis Aragones. Na pewno wiek nie jest w moim przypadku przeszkodą, bo jestem młodszy od niego o 10 lat. A ci wszyscy młodzi selekcjonerzy ponieśli na Euro klęskę. Mieli tak doskonale przygotowane reprezentacje, a stare wygi przegoniły ich jak dzieci.

Nie wierzę, że mieszkając przez znaczną część życia w Niemczech, nie kibicował pan tej reprezentacji?

Oglądając mecze w ogóle nie kibicuję. Wyłączam wtedy serce. Tylko patrzę i się uczę. Naprawdę, w tym wieku można jeszcze się uczyć. Hiszpania wygrała dzięki trenerowi, ale także dzięki taktyce. Po raz kolejny przekonałem się, że futbol jest coraz szybszy. Jeżeli chcesz robić kółeczka, to musisz pogodzić się ze stratą piłki. To muszą zrozumieć Polacy. Dwa kontrakty i oddanie. Taka jest teraz piłka.





























Reklama