Michał Listkiewicz chodzi po lasach i ma gdzieś to, że ekstraklasa nie mogła ruszyć przez werdykt Trybunału Arbitrażowego. Wcale nie zamierza skracać urlopu, by zająć się bałaganem w polskiej piłce.

Reklama

"Nie, urlopu nie skrócę. Bardzo mi tu dobrze. Zupełna głusza, wokół lasy. Zachodzę do wiosek, siadam z ludźmi przed sklepem, piwko piję. I tak myślę, że lepiej mi się z nimi rozmawia niż z niektórymi z tak zwanego establishmentu piłkarskiego" - mówi "Super Ekspressowi".

Prezes PZPN uważa, że skoro w Warszawie zostało czterech wiceprezesów, to on już nie jest potrzebny. "A poza tym, to nie wina PZPN, że trybunał podjął taką decyzję. Uważam, że powinniśmy się od niej odwołać do Sądu Najwyższego" - mówi.

W dodatku Listkiewicz zapowiada, że po powrocie do pracy zajmie się tym, co uważa za najważniejsze, czyli... Euro 2012. "To sprawa milion razy ważniejsza niż opóźnienie startu ekstraklasy" - uważa.