Pawliuczenko bez skrępowania - na łamach "The Sun" - zwierzał się ze swoich "popisów". Po jednym ze spotkań jego poprzedniej drużyny napastnik był tak wstawiony, że... gdzieś się zgubił.

"To prawda. Inni zawodnicy musieli mnie szukać" - przyznał otwarcie Pawliuczenko.

Reklama

Ale, jak sam powiedział, nie była to najbardziej wstrząsająca chwila w jego pijackiej epopei. Najradośniej było na weselu. Jego weselu!

"Tak się spiłem, że prawie wypadłem przez balkon w domu weselnym. Tak samo zakończyło się świętowanie urodzin mojej córki" - powiedział Pawliuczenko.