"Nie może być tak, że jeden człowiek oskarża selekcjonera reprezentacji Polski i nie ponosi za to konsekwencji" - mówi prezes PZPN Michał Listkiewicz. - Ja rozumiem, że można coś palnąć w afekcie, albo pod wpływem alkoholu. Ale jak się to mówi w pełni świadomie, a myślę, że jeden z menedżerów oskarżył selekcjonera świadomie, to trzeba mieć na te oskarżenia dowody. W dowody w tej sprawie jednak nie wierzę.
Listkiewicza zdenerwowały słowa menedżera Radosława Osucha, godzącego w dobre imię Leo Beenhakkera, czyli człowieka, od którego zależy przyszłość obecnego prezesa PZPN: "Cała Polska fachowców siedzących głęboko w temacie aż huczy i jest to tajemnicą poliszynela, iż Leo Beenhakker ze swoim <przydupasem> de Zeeuwem zajmują się handlem <żywym towarem>, a nas i nasz kraj mają głęboko w d...".
"Teraz chce mi się zamknąć usta. Jak za komuny. To znaczy, że za każdym razem, jak ktoś mi zada pytanie o reprezentację mam nic mówić, tylko wydawać dźwięki w stylu <mmm>?" - mówi Osuch. - Leo i Listkiewicz to towarzystwo wzajemnej adoracji. Oni mogą ciągle coś psuć, a ja już nie mogę ich skrytykować? Nie mogę mówić, że reprezentacja spada na łeb na szyję? Nie mogę pytać, gdzie są te dzieci Beenhakkera? Gdzie są Pazdan i gdzie jest Zahorski? Przecież nie ma żadnych "dzieci". Są za to afery z Kuszczakiem, Błaszczykowski, Jeleniem i Wichniarkiem. Gdyby Polacy takie rzeczy wyczyniali w Holandii, już dawno zostaliby pogonieni.
Listkiewicz dodaje, że niedługo zostanie przeprowadzona weryfikacja licencji menedżerskich. Zastrzega, że to żadna groźba, ale wystarczy zajrzeć do regulaminu PZPN, aby dojść do wniosku, że jeśli związek się uprze, to może negatywnie "zweryfikować" każdego. Wydział Dyscypliny ma bowiem prawo zawiesić licencję menedżera za tak łatwe do udowodnienia występki jak m.in. "naruszenia norm etyczno - moralnych" czy za "istnienie podejrzenia naruszenia przez menedżera postanowień Regulaminu". To znaczy nawet nie trzeba udowodnić. Wystarczy się domyślać.
"Piłkarze zarabiają dużo, ale to menedżerowie inkasują najwięcej pieniędzy w tym biznesie. Musi być odpowiednia kontrola nad ludźmi, którzy mają i władzę, i pieniądze. Menedżerowie niech pamiętają, że to PZPN przyznaje im licencję i to PZPN jest w stanie tę licencję im odebrać. Nie możemy tolerować ludzi, którzy bezpodstawnie oskarżają innych" - kontynuuje Listkiewicz.
Z takim stanowiskiem zgadza się Włodzimierz Lubański, agent braci Żewłakowów, gdy ci grali w reprezentacji Jerzego Engela. "Jak ktoś kogoś oskarża, to musi mieć na to dowody. A jak nie ma, to niech siedzi cicho" - mówi.
"Ja procesu z Beenhakkerem się nie boję. Byłem w wielu miejscach, w których kiedyś przebywał pan Beenhakker. Pozostawiał po sobie smród" - broni się Osuch. - Niech mi Leo wytłumaczy kto prowadził transfer Matusiaka, niech mi powie, kto "przechwycił" Kokoszkę i dlaczego na umowie Adama nie ma podpisu żadnego menedżera? Dlaczego Leo tak bardzo zachwalał transfer, który może zrujnować chłopakowi karierę? Niech lepiej zawieszą licencję menedżerską Janowi de Zeeuwowi. A PZPN niech sam się zweryfikuje.