Polacy w bardzo kiepskim stylu zremisowali ze Słowenią. Teraz czas na San Marino. Możecie nas ośmieszyć i odebrać trzy punkty?

Giampaolo Mazza: Szanse na to są bliskie zeru. Bądźmy realistami – poziom waszej drużyny jest dla nas nieosiągalny. Stale okupujemy ostatnie miejsce w rankingu UEFA, w ostatnich dwudziestu latach tylko raz cieszyliśmy się z wygranej. Oczywiście niespodzianki w futbolu są dziś na porządku dziennym, ale – mimo nie najwyższej formy – wciąż jesteście murowanym faworytem do zwycięstwa. Spodziewałem się, że po pierwszym spotkaniu będziecie mieli komplet punktów, ale remis nie jest dla mnie jakąś wielką sensacją. Słoweńcy potrafią grać w piłkę na niezłym poziomie.

Reklama

Widział pan całe spotkanie? Pytam, bo Polacy grali przyzwoicie tylko przez pierwsze dwadzieścia minut.

Oglądałem transmisję na żywo w telewizji. Ale jakieś szczegółowe wnioski wyciągnę dopiero po przejrzeniu wspólnie z moimi piłkarzami nagrania DVD . Na pewno najlepszy w waszych szeregach był ten prawy pomocnik z Borussi Dortmund (Kuba Błaszczykowski, przyp. red.).

A najgorszy?

Nie ma to większego znaczenia. Nawet gdyby wszyscy wasi piłkarze byli bez formy, to i tak pewnie byśmy przegrali. Dla nas naprawdę nie ma różnicy że akurat najskuteczniejszych polski napastnik jest kontuzjowany, a podstawowy bramkarz został wyrzucony z drużyny.

Tak więc doszły pana słuchy o pijackich wybrykach naszych reprezentantów.

Reklama

Czytałem o tym w prasie. Największą stratą jest chyba dyskwalifikacja Boruca. Obok Smolarka to najbardziej rozpoznawalny polski piłkarz. Ich nazwiska, i Bońka naturalnie – jako jedyne pojawiają się we włoskich mediach. A propos imprezowania podczas zgrupowań, to w tej kwestii mam święty spokój. Reprezentanci San Marino są amatorami i możliwość wspólnych wyjazdów i treningów – po miesiącu ciężkiej pracy – jest nagrodą, czymś wyjątkowym. Nie muszą uciekać z hotelu, żeby wypić butelkę wina.

Wygrywać z Polakami też nie muszą?

Chcieliby, ale wiedzą, że ewentualne zwycięstwo byłoby największym wydarzeniem w piłkarskiej historii San Marino. Futbol w naszej 30–tysięcznej republice liczy sobie 20 lat i w tym czasie wygraliśmy tylko raz, towarzysko z Liechtensteinem. Kiedyś udało się bezbramkowo zremisować z Turcją i niedawno minimalnie przegrać z Irlandią. W kadrze jest tylko dwóch profesjonalistów - kapitan i czołowy strzelca Andy Selva oraz bramkarz Aldo Simoncini. Reszta to studenci, urzędnicy i bankierzy. Przed środowym spotkaniem mają tylko nadzieję, że Polacy będą, albo zmęczeni, albo ich zlekceważą. Na pewno nie wydrę się na nich w szatni, jeśli po pierwszej połowie będą przegrywać kilkoma golami. Jesteśmy bardzo skromnym krajem i znamy swoje miejsce w szyku. Nasz federacja także ma bardzo zdrowe podejście do futbolu. Nie idzie tropem innych małych państw, jak choćby Azerbejdżany czy Kataru, którzy na potęgę naturalizują Brazylijczyków. Moglibyśmy być mocniejsi gdybyśmy przekonali do gry dla San Marino na przykład mających włoskie korzenie Argentyńczyków. Ale nas takie zagrywki nie interesują.

Nie ma co się martwić na zapas. Mecze z San Marino prawie zawsze były dla nas okropnymi męczarniami.

Kojarzę naszą porażkę z wami na wyjeździe po golu strzelonym ręką. Za mojej kadencji wpadliśmy na siebie w eliminacjach do mistrzostw Europy w Portugalii. Jesienią 2002 przegraliśmy 0:2, tracąc obie bramki w ostatnim kwadransie gry. Doskonale pamiętam tamto spotkanie, bo waszą reprezentację prowadził Zibi (Boniek). Ale bardziej niż na jakimś super wyniku, w środę zależy mi na frekwencji. Nasz stadion może pomieścić niecałe pięć tysięcy osób, i spodziewam się, że większość będę stanowili wasi rodacy. Dużo Polaków pracuje we Włoszech, kilkunastu mieszka także w San Marino. Widziałem wasze mecze podczas ostatniego mundialu i Euro 2008. Macie barwnych i głośnych kibiców. Liczę, że również w środę wspólnie zrobimy „bella festa” (dobrą zabawę).