Co zadecydowało, że latem przyszedł pan z angielskiego Southampton do - wydawać by się mogło - słabego Aalborga?
Marek Saganowski: Był to pomysł mojego menedżera. A zadecydował fakt, że Aalborg gra w Lidze Mistrzów. Nie ulega wątpliwości, że gdyby tak nie było, to bym tu nie przyszedł. Ze Skandynawii miałem dwie oferty. Chciał mnie jeszcze mistrz Norwegii Brann Bergen, ale grali w eliminacjach z Olympique Marsylia. Aalborg z kolei grał z FBK Kowno. Co tu dużo mówić - wybrałem prostszą drogę do Ligi Mistrzów. Do spełnienia swoich marzeń. Aalborg to jest dobry klub. Mistrz kraju, który co roku gra w europejskich pucharach. Ale przyznam, że jeśli ktoś by mi cztery miesiące temu powiedział, że będę grał w Danii, to uznałbym go za wariata...
Jaka jest liga duńska?
W Danii jestem dopiero od miesiąca, rozegrałem trzy mecze ligowe i ciężko mi się na ten temat wypowiadać. Jest to takie pomieszanie ligi angielskiej z niemiecką. Za dużo o niej jeszcze nie wiem, więc trudno mi powiedzieć, czy to jest dobra liga, czy nie.
Czuł pan tremę przed spotkaniem z Celtikiem?
Zawsze przed meczem czuje się tremę, tym bardziej, jeśli startuje się w czymś nowym. Człowiek zaczyna poznawać coś innego. I tak naprawdę nie wie też, czego się może spodziewać.
W debiucie wywalczyliście cenny remis.
Nie ma co ukrywać, że ten remis jest dla nas szczęśliwy. Chociaż z drugiej strony, gdyby koledzy byli bardziej ograni, to może byśmy nie wygrali, ale stać by nas było na to, by wyprowadzić jakąś solidną kontrę, może nawet zdobyć bramkę. Myślę, że w Danii wszyscy są zadowoleni z tego remisu. Następny mecz gramy u siebie z Manchesterem United i zobaczymy, jak będzie dalej.
I jak wygląda ta Liga Mistrzów od środka?
Normalna liga, ale otoczka robi swoje: 55 tysięcy ludzi, fajny stadion, superklub. Przyjemnie było grać z Celtikiem.
Żałuje pan, że nie strzelił gola?
Miałem sytuację do strzelenia w drugiej połowie, ale próbowałem minąć jeszcze ich kapitana i to był chyba błąd. Mogłem uderzyć od razu z lewej nogi. Choć trochę się bałem, że będę pierwszym w historii na Celtin Park, który wybije piłkę na ulicę (śmiech). A tak na poważnie, to sam Artur po meczu przyznał, że mógł mieć wtedy spore kłopoty.
Co sądzi pan o poziomie tegorocznej Ligi Mistrzów. Gra w niej kilka dziwnych zespołów, jak BATE, Anorthosis czy Cluj.
Cypryjczycy rozprawili się z Olympiakosem, mistrz Białorusi ograł Anderlecht, poźniej Lewskiego Sofia i wydaje mi się, że takie zespoły równają do tych najlepszych. Szkoda, że tak się nie dzieje w Polsce...
Czemu tak jest? Mamy pecha w losowaniu?
Pewnie trochę tak, ale skoro Zagłębie Lubin nie daje sobie rady z Steauą Bukareszt, to o czym tu mówić?
Co chce pan osiągnąć w Champions League?
Chcę ją wygrać i zostać królem strzelców (śmiech). My, piłkarze Aalborga, w ogóle się cieszymy, że możemy grać w najsilniejszej lidze Europy. I nie mamy tu nic do stracenia. Grupę mamy bardzo silną, ale będziemy walczyć. Chciałbym się pokazać i strzelić kilka bramek.
Atmosfera w kadrze nie jest najlepsza. Afera we Lwowie, gesty Smolarka...
Ta trójka piłkarzy jest potrzebna reprezentacji. Każdy popełnia w życiu błędy, a oni już wykazali skruchę. Do kadry przyszło trochę młodych piłkarzy i trzeba to wszystko poukładać. Trener Beenhakker potrzebuje czasu, tyle, że tego czasu nie ma. Pierwsze koty za płoty były w meczu ze Słowenią i uważam, że to się coraz lepiej układa. Bądź co bądź jesteśmy na pierwszym miejscu w grupie. Teraz przed nami mecz z Czechami i to będzie prawdziwy sprawdzian. Według mnie damy sobie radę, bo ta drużyna pokazuje się z dobrej strony na tle silniejszych rywali. Tak było z Portugalią i tak mam nadzieję będzie z Czechami!