"To są tylko zarzuty" - powiedział Zdzisław Kręcina, gdy dziennikarz zapytał, dlaczego członkowie zarządu PZPN nie podają się do dymisji, mimo że mają zarzuty prokuratorskie. Sekretarz związku - którego przesłuchano z powodu podejrzeń o machlojki finansowe - nie widzi powodów, dla których miałby zrezygnować z kandydowania na prezesa piłkarskiej centrali.
"Nie wydaje mi się, że jestem winny. W związku z tym nie widzę powodów, żeby się wycofać" - powiedział Kręcina. "Dopiero musi być prawomocny wyrok, żeby panowie powiedzieli, że coś się wydarzyło?" - zapytał dziennikarz RMF Konrad Piasecki. "Tak" - odpowiedział stanowczo Kręcina.
Działacz bronił się w rozmowie przed oskarżeniami, jak mógł. Nie mówił o szczegółach, bo zasłaniał się tajemnicą śledztwa. Dziennikarz powiedział więc do niego prowokacyjnie: "Wie pan, kto to jest Muniek Staszczyk? Taki piosenkarz, T.Love. Mówi tak: jak patrzę na kandydatów typu Grzegorz Lato czy Zdzisław Kręcina, to mi się słabo robi". "No jak patrzę na jego występy, to też mi się słabo robi" - odpowiedział Kręcina.
Według doniesień mediów, prokuratura zarzuca Kręcinie, że miał przekazać Widzewowi Łódź około 350 tysięcy złotych zajętych przez komornika. Zamiast przelać pieniądze z konta związku na konto komornicze, działacz miał je wysłać łódzkiemu klubowi.
"Nie wydaje mi się, że jestem winny" - powiedział w radiu RMF Zdzisław Kręcina, sekretarz generalny PZPN i kandydat na prezesa związku. Jednak po chwili wyznał coś, co by temu przeczyło. Przyznał, że jeśli zostanie skazany za nieprawidłowiści, o jakie podejrzewa go prokuratura, to potwierdzi - jak to ujęto w wywiadzie - "że coś się wydarzyło".
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama