"Nie chodzi o jakiś pojedynczy wątek. Mówiąc najogólniej, sprawa dotyczy piłkarskiego śledztwa, jakie prowadzimy od dłuższego czasu" - przyznaje prokurator Edward Zalewski.
Przesłuchanie byłego prezesa PZPN trwało 6 godzin. Listkiewicz musiał się podzielić swoją wiedzą zarówno odnośnie afery korupcyjnej, w związku z którą zatrzymano już ponad 170 osób, jak i spraw byłego wiceprezesa Eugeniusza Kolatora oraz sekretarza generalnego związku Zdzisława Kręciny, którzy usłyszeli zarzuty niegospodarności (blokowanie egzekucji środków zabezpieczonych przez komornika i urząd skarbowy).
Po wyjściu z prokuratury Listkiewicz przyznał, że jako prezes PZPN nie wiedział o korupcyjnym procederze, ale gdy tylko docierały do niego jakieś niepokojące sygnały zawiadamiał prokuraturę. Nie czuje się też osobą skompromitowaną przez całą aferę.
"Oczywiście, że czuję się winny. Gdybym się nie czuł, to bym kandydował na kolejną kadencję. Skoro nie kandydowałem to znaczy, że moralną odpowiedzialność za wiele spraw biorę na siebie" - mówił Listkiewicz. Dopytywany czy za korupcję także, oświadczył, że za korupcję też bierze odpowiedzialność, ale w sensie "zbyt późnego zareagowania".
To pierwsza, ale nie ostatnia wizyta w tym miesiącu wizyta Listkiewicza w prokuraturze w związku aferą korupcyjną. Przypomnijmy, że 16 grudnia ma odpowiadać na pytania sądu w głośnym procesie "Fryzjera" i Arki Gdynia.
Śledztwo w sprawie korupcji w polskim futbolu toczy się od maja 2005 r. Do tej pory prokuratura postawiła zarzuty ok. 170 osobom: działaczom sportowym, sędziom, obserwatorom PZPN, m.in. dwóm członkom zarządu PZPN Witowi Ż. i Kazimierzowi F.
W grudniu ub. roku przed wrocławskim sądem rozpoczął się pierwszy proces w tej sprawie. Na ławie oskarżonych zasiadło 17 osób, w tym Ryszard F., pseud. Fryzjer - domniemany organizator całego procederu.