Po wygranej 2:0 z Odrą Wodzisław ostatnie miejsce po raz pierwszy od 14 kolejek opuścił Górnik Zabrze. Doszło do tego dzień po tym, jak na trening zespołu Henryka Kasperczaka przyszli chłopcy z „Torcidy”. Na Roosevelta pofatygowała się setka kibiców, którzy postanowili zmotywować swoich piłkarzy. Każdy zawodnik został namówiony do założenia koszulki z napisem: „Nie wystarczy tylko biegać lub trochę się starać! Z naszym herbem na sercu trzeba zapier...ć!”.

Reklama

Relację z tej wizyty „Torcida” zamieściła na swojej stronie internetowej, ilustrując informację zdjęciem przestraszonego Roberta Szczota ubranego w przygotowaną przez kibiców koszulkę. Jeszcze bardziej żałosna była reakcja na ten incydent prezesa Górnika. Jędrzej Jędrych skomentował: "Kibice są rozżaleni słabą postawą piłkarzy. Reagują tak, jak potrafią".

Adam Banaś jako jedyny nie musiał zakładać kibicowskiej koszulki. „Torcida” uznała bowiem, że akurat do jego postawy nie ma żadnych zastrzeżeń. Być może dlatego po spotkaniu z Odrą ze zrozumieniem wypowiadał się o akcji kibiców.

"Przed meczem po męsku porozmawialiśmy sobie z kibicami. To nam chyba pomogło i z tego trzeba się z tego cieszyć" - powiedział Banaś, dając tym samym pretekst do kolejnych wizyt kibiców na treningach. Skoro pomogła akcja z koszulkami, to jakich wyników można byłoby oczekiwać po piłkarzach, którzy dostaliby od kibiców kilka klapsów? Może prezes Górnika przetestuje na swojej drużynie także ten sposób mobilizacji?

Dziwne czasy nastały dla polskiej piłki. Mogliśmy się przekonać o tym także w trakcie spotkania Górnik - Odra. W składzie gości wystąpił bowiem Tomasz Moskal, który trzy dni wcześniej został zatrzymany przez policję i przewieziony do prokuratury we Wrocławiu. Trener Ryszard Wieczorek zapewnił jednak, że ufa swojemu napastnikowi, i wystawił go w meczu przeciwko zabrzanom. Podobnie postąpił szkoleniowiec Ruchu Chorzów Waldemar Fornalik, który do składu na mecz z Arką wystawił Ireneusza Adamskiego, który dwa dni przed spotkaniem w gazetach przedstawiany był jako Ireneusz A.

Kolejny ligowy kwiatek to wypowiedź jednego z piłkarzy ŁKS Łódź. Zapytany, czy piłkarze zrobią wszystko, żeby ograć Wisłę i pomóc walczącym o mistrzostwo Legii i Wiśle, odpowiedział: "Czekaliśmy kilka dni, żeby ktoś z Lecha albo Legii pofatygował się do Łodzi, by nas dodatkowo zmotywować. Niestety nie doczekaliśmy się".

Jedni piłkarze ŁKS starali się bardziej, drudzy mniej. Wisła grała swoje i wygrała 4:0. Dzięki temu nadal jest głównym kandydatem do mistrzostwa Polski.

Reklama

Rywale krakowian w wyścigu o tytuł też wygrali swoje mecze, choć formą nie zachwycili. Lech męczył się z Lechią Gdańsk do 84. minuty. Dopiero wtedy Robert Lewandowski przedłużył marzenia Kolejorza o mistrzostwie Polski. Legia z Polonią Bytom wygrała 3:1. Dwa gole i asystę przy bramce Piotra Gizy zanotował Adrian Paluchowski, który zastępował kontuzjowanego Takesure Chinyamę.

Mecz też nie obył się bez zgrzytu. Kibice zamiast dopingować Legię wyzywali Polonię Warszawa. Zaśpiewali też skandaliczną piosenkę o gazowaniu Żydów. UEFA we wtorek na kongresie w Bukareszcie zajmowała się sprawami rasizmu. Po takim ekscesie mecz powinien zostać przerwany, a stadion zamknięty na kilka kolejek. Czy sędzia Hubert Siejewicz i Ekstraklasa SA nie słyszeli o tych wytycznych?