"Na Chinyamę można narzekać, ale kiedy gra, strzela bramki" - powtarzał od początku rundy jesiennej trener Urban. Poza meczem z Polonią Bytom, kiedy czarnoskóry snajper pojawił się na boisku w ostatnich sekundach spotkania jego ostatnie bramki kibice obejrzeli 30 maja w spotkaniu z Ruchu Chorzów. Wtedy pojawił się na boisku dopiero w 73. minucie, ale w końcówce zdążył dwa razy pokonać bramkarza Niebieskich - przypomina "Fakt".

Reklama

"Chinyama trenuje z nami normalnie już trzeci tydzień. Ma wielką ochotę do gry, jest zaangażowany, a na treningach strzela bramki nawet wtedy, kiedy nie ma ku temu okazji. To musi cieszyć" - zaciera ręce szkoleniowiec wicemistrzów Polski. W ostatnim meczu Legii na Dolnym Śląsku stołeczny zespół musiał radzić sobie bez Chinyamy. Efekt? Remis 1:1, który ostatecznie pogrzebał szansę warszawian na mistrzostwo Polski.

Teraz alternatywą dla zawodnika z Zimbabwe może być tylko Marcin Mięciel, który jak na razie zawodzi oczekiwania kibiców na całej linii. Sprowadzano go na Łazienkowską jako rasowego snajpera, ale od początku sezonu nie potrafił zdobyć ani jednej bramki zarówno w ekstraklasie, jak i rozgrywkach eliminacji do Ligi Europejskiej.

Jeśli Chinyama w sobotę przybliży legionistów do wygranej nad Śląskiem, „Miętowy” może wylądować na ławce rezerwowych nawet na kilka tygodni.