ARTUR SZCZEPANIK, MAŁGORZATA CHŁOPAŚ: Wrócił pan do składu Auxerre i od razu zaczęliście wygrywać.
IRENEUSZ JELEŃ: Najbardziej cieszy mnie, że wreszcie trafiłem do bramki. Po tylu meczach, kiedy nic, po prostu nic nie wpadało, udało mi się przełamać. Poczułem pewność siebie, której mi brakowało.
W meczu z Lille dał się pan we znaki koledze z kadry, Ludovicowi Obraniakowi. Po jego stracie strzelił pan gola. Był załamany?
Szkoda, że Ludo nie zagrał przeciwko nam od początku, bo po boisku biegałoby trzech reprezentantów Polski (w barwach Auxerre zagrał także Dariusz Dudka - red.). Po meczu nie rozmawialiśmy, zamieniliśmy za to parę słów przed pierwszym gwizdkiem. Ludo żartował nawet, żebym za dużo nie strzelał, ale od razu powiedziałem mu, że jeśli stanę przed szansą, to nie będę miał dla nich litości. Dobrze, że udało się wygrać. Po nieudanej pierwszej połowie byliśmy podłamani i przez chwilę zwątpiłem w sukces.
Długo czekaliśmy na pańskie gole. Odetchnął pan z ulgą?
Oczywiście. Byłem już zmęczony swoją nieskutecznością. W poprzedniej kolejce, w meczu z Bordeaux, miałem dwie sytuacje sam na sam, a do tego trafiłem w poprzeczkę. Stuprocentową okazję zmarnowałem też w meczu reprezentacji ze Słowacją. Kiedy stawałem przed bramkarzem miałem w głowie tysiąc myśli - jak strzelić, czy kiwnąć? Z Lille udało mi się oczyścić głowę - strzelałem właściwie bez zastanowienia. Staram się podchodzić do kolejnych występów spokojnie. Dojrzałem już do tego, by nie rozpamiętywać każdej niewykorzystanej sytuacji. Co będzie, to będzie.
Żałuje pan jeszcze tej czerwonej kartki z meczu z Grenoble, przez którą musiał pan pauzować?
Trochę tak, bo dostałem kartkę za głupotę. Niepotrzebnie zareagowałem tak ostro, puściły mi nerwy. Z drugiej strony obrońca Grenoble zaatakował mnie bardzo brutalnie. Dobrze, że mnie nie trafił, bo wtedy mógłbym pauzować dużo, dużo dłużej. Na szczęście skończyło się tylko na drobnym obiciu.
Trener Jean Fernandez miał jednak do pana pretensję za tę przepychankę, która zakończyła się czerwoną kartką.
Na początku tak, ale potem porozmawialiśmy i zrozumiał moją nerwową reakcję.
A co z pana zdrowiem? Czy dotrwa pan do końca sezonu, czy znów będzie musiał pan kursować między Francją a Polską i leczyć się u naszych fachowców?
Do Polski na leczenie się nie wybieram, bo w tej chwili nie ma takiej potrzeby. Jestem w stu procentach zdrowy. Nic mnie nie boli. Świetnie się czuję. Wierzę, że pech przestanie mnie już prześladować, bo chcę skupić się wreszcie na graniu w piłkę.
Wynegocjował pan w Auxerre kontrakt marzeń. To prawda, że dostaje pan 100 tysięcy euro tygodniowo? Ponoć w klubie tylko Benoit Pedretti może się z panem równać w zarobkach?
O pieniądzach nie będę rozmawiać. Nie zdradzę, czy mam najlepszy kontrakt w klubie, czy nie. Nie wiem ile zarabia Pedretti i nie interesuje mnie to za bardzo. Nie zamierzam też ujawniać swoich zarobków. Powiem tylko, że dla mnie najważniejsze w tym kontrakcie jest co innego. Udało mi się wpisać do umowy sumę odstępnego - 3 mln euro. Jak na francuskie warunki nie są to wielkie pieniądze. Jeśli znajdą się chętni, to będzie ich stać, żeby mnie wykupić.
Miał pan już propozycje z lepszych klubów niż Auxerre. Czy zmieni pan klub na lepszy.
Zobaczymy za kilka miesięcy. Na razie nie zamierzam niczego zdradzać.
Po meczu w Pradze chwalił pana bramkarz Chelsea Londyn Petr Czech. Powiedział, że w Anglii by pan sobie poradził.
Nie mówię nie. Jeśli dodstanę dobrą propozycję, to chętnie spróbuję. Ale na pewno nie w Chelsea. Tam to mógłbym co najwyżej na trybunach piłki pompować.
A co z kadrą? Wiadomo już, że w najbliższym meczu poprowadzi was nowy selekcjoner.
Zobaczymy co się wydarzy w tym tygodniu. Pewnie prezes Grzegorz Lato ma cieżki orzech do zgryzienia, bo kandydatów jest wielu. Poczekam na kogo postawi.
Atmosfera wokół kadry nie jest najlepsza. Co zrobić, żeby nie było już więcej bojkotów?
Przyznam, że pierwszy raz w życiu grałem na takim wielkim pustym stadionie i więcej nie chciałbym czegoś takiego przeżyć. Na dodatek w takich warunkach atmosferycznych. Ten konflikt z kibicami PZPN musi rozwiązać, bo bez tego trudno będzie o dobrą atmosferę. Dla mnie to nasz największy problem przed Euro 2012, bo sportowo nie powinniśmy zawieść. Stać nas na więcej, niż to co pokazaliśmy w ostatnich spotkaniach.
Trenerem reprezentacji może być Henryk Kasperczak. Przybył Ludovic Obraniak, kandydują do gry kolejni Francuzi - Damien Perquis z Sochaux i Laurent Koscielny z Lorient. Czy francuski będzie językiem nowej reprezentacji?
Z Obraniakiem poznałem się na zgrupowaniu. Pogadaliśmy sobie bardzo miło. A do kolejnych Francuzów w naszej kadrze podchodzę spokojnie. Są dobrzy, grają w ekstraklasie, to na pewno można ich wypróbować.
Nie zadrościliście Słowakom radości z awansu do mistrzostw świata?
Na pewno. Mogliśmy ich pozbawić awansu, ale bardzo dobrze bronił Jan Mucha. Najlepszym zespołem w grupie była dla mnie Słowenia. Ale w RPA życzę dobrze Słowakom. Zobaczymy co tam zdziałają. W eliminacjach mieli szczęście, bo w obu meczach z nami byli słabsi, ale mimo to wygrywali. Na turnieju może być podobnie, albo zupełnie inaczej, bo wielkie imprezy rządzą się swomi prawami.
Wam zostają spotkania towarzyskie. Czy starczy wam motywacji na mecze o nic przez 2,5 roku?
Mogę mówić tylko za siebie. Dla mnie każdy mecz kadry niezależnie o punkty, czy towarzyski, jest tak samo ważny. Zawsze jestem specjalnie zmobilizowany gdy gram dla Polski i naszych kibiców.