Gospodarze musieli sobie radzić bez swojego lidera, kontuzjowanego napastnika Lukasa Podolskiego. Mieli jednak wsparcie niemal 15 tysięcy swoich kibiców zgromadzonych na trybunach mimo obaw o pogodę, bowiem intensywne opady deszczu przeszły przez region w godzinach poprzedzających mecz.

Reklama

Trener zabrzan Jan Urban podkreślił przed spotkaniem, że jeśli jego zespół chce zdobyć punkty, musi zagrać najlepszy mecz w sezonie.

Choć częstochowian w czwartek czeka mecz z portugalskim Sportingiem Lizbona (w Sosnowcu) w fazie grupowej Ligi Europy, to ich szkoleniowiec Dawid Szwarga deklarował, iż żadnego oszczędzania drużyny w ekstraklasowym starciu nie będzie. Do dyspozycji miał rekonwalescentów Jeana Carlosa i Zorana Arsenica, którzy zaczęli mecz na ławce rezerwowych.

W pierwszej połowie częściej przy piłce byli goście, ale na przerwę schodzili przegrywając 0:2. Rywale dobrze się bronili i potrafili wyprowadzić kontry, skutecznie zakończone przez Daisuke Yokotę.

Japończyk najpierw pokonał bramkarza Rakowa, kończąc – na raty – indywidualną akcję. Jego pierwsze uderzenie zostało w polu karnym zablokowane. Poprawka zmusiła do kapitulacji Vladana Kovacevica.

Przy drugim golu asystował kapitan Erik Janża, który wycofał piłkę na linię pola karnego do nadbiegającego kolegi.

Reklama

Słoweniec 10 minut później doznał kontuzji i kulejąc opuścił boisko.

Mistrzowie kraju prowadzili atak pozycyjny, przed przerwą stworzyli jedną groźną sytuację, kiedy uderzenie Bogdana Racovitana z kilku metrów obronił Daniel Bielica.

Na początku meczu zabrzańscy kibice domagali się "wpuszczenia" do samorządowego klubu inwestora, obejrzeli też widowiskową operację przesuwania ogromnego dźwigu, którego ramię wisiało najpierw nad murawą. Maszyna została ustawiona w związku z trwającą budową czwartej trybuny stadionu.

W drugiej części trener gości szybko zdecydował się na zmiany, a jego zawodnikom wyraźnie się spieszyło, by odrobić straty. Częstochowianie długo nie potrafili się jednak przedrzeć przez szczelną defensywę rywali, a golkiper Górnika nie był nękany strzałami.

Sytuacja zmieniła się w 82. minucie, kiedy John Yeboah prostopadłym podaniem "obsłużył" Ante Crnaca, który wygrał rywalizację sam na sam z Bielicą.

Od tego momentu zamknięci przed swoim polem karnym zabrzanie byli w dużych opałach. Blisko pokonania ich bramkarza był znów Crnac. Jego strzał głową został z dużym trudem obroniony.

Zawodnicy trenera Urbana przetrwali napór Rakowa i mogli się na murawie cieszyć z wygranej z wyżej notowanym przeciwnikiem.

Górnik Zabrze - Raków Częstochowa 2:1 (2:0)
Bramki: 1:0 Daisuke Yokota (10), 2:0 Daisuke Yokota (22), 2:1 Ante Crnac (82)
Żółta kartka - Górnik Zabrze: Michal Siplak, Dani Pacheco, Rafał Janicki. Raków Częstochowa: Adnan Kovacevic, Władysław Koczerhin, Fran Tudor
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 14 789
Górnik Zabrze: Daniel Bielica - Boris Sekulic, Kryspin Szcześniak, Rafał Janicki, Erik Janza (34. Michal Siplak) - Szymon Czyż (86. Robert Dadok), Damian Rasak, Dani Pacheco - Daisuke Yokota, Piotr Krawczyk (73. Sebastian Musiolik), Kamil Lukoszek (86. Adrian Kapralik)
Raków Częstochowa: Vladan Kovacevic - Bogdan Racovitan (62. Jean Carlos Silva), Adnan Kovacevic (69. Ben Lederman), Milan Rundic (46. Zoran Arsenic) - Fran Tudor, Władysław Koczerhin, Giannis Papanikolaou, Kamil Pestka (46. Dawid Drachal) - Sonny Kittel (62. John Yeboah), Ante Crnac, Bartosz Nowak.





Autor: Piotr Girczys