- Gholizadeh rozpoczął "strzelaninę" w Poznaniu
- Kozubal z pierwszym golem w Ekstraklasie
- Pech Sousy tuż przed przerwą
- Lech po przerwie zmiótł Legię z murawy
- Sousa i Ishak dobili Legię
Pojedynek Lecha z Legią był widowiskiem godnym miana hitu. Siedem goli i mnóstwo emocji, przynajmniej do przerwy, bo w drugiej połowie grał i zdobywał bramki już tylko "Kolejorz".
Gholizadeh rozpoczął "strzelaninę" w Poznaniu
Kibice na stadionie przy ul. Bułgarskiej na pierwszego gola nie musieli długo czekać. Już w 5. minucie fani Lecha mieli powody do zadowolenia. Technicznym uderzeniem popisał się Ali Gholizadeh i Gabriel Kobylak pierwszy raz tego wieczora został zmuszony do kapitulacji.
Pierwszy kwadrans zdecydowanie należał do gospodarzy, ale później do głosu doszli goście, którzy wykorzystali okres swojej przewagi.
Kozubal z pierwszym golem w Ekstraklasie
W 29. minucie wyrównującego gola strzelił Marc Gual. Hiszpan po zgraniu piłki głową przez Luquinhas z bliska trafił do bramki Bartosza Mrozka.
Lech prowadzenie odzyskał dziesięć minut później. Swojego pierwszego gola w Ekstraklasie strzelił Antoni Kozubal.
Pech Sousy tuż przed przerwą
Gdy wydawało się, że "Kolejorz" zejdzie na przerwę z przewagą jednej bramki, to w polu karnym Lecha trafiła w rękę Afonso Sousę. Zagranie Portugalczyka było przypadkowe, ale zgodnie z przepisami sędzia Szymon Marciniak nie miał innego wyjścia jak podyktować jedenastkę dla Legii.
Do piłki podszedł Rafał Augustyniak. 31-letni zawodnik okazał się bezbłędnym egzekutorem.
Lech po przerwie zmiótł Legię z murawy
Po wyjściu z szatni na drugą połowę Lech nie czekał tylko od razu ruszył do ataku. Podopieczni Nielsa Frederiksena zagrali koncertowo, z pomysłem i polotem. Byli szybcy, kreatywni i co najważniejsze skuteczni.
Lechici obnażyli wszystkie słabości Legii. Pokazali, że obrona warszawskiego zespołu jest dziurawa jak ser szwajcarski, a to że w poprzednich meczach punktowała i praktycznie nie traciła goli bardziej było wynikiem słabości rywali, ich nieskuteczności i szczęścia.
W Poznaniu fart się skończył. W drugiej połowie Lech nie pozostawił złudzeń podopiecznym Goncalo Feio, kto jest lepszy.
Sousa i Ishak dobili Legię
Najpierw w 50. minucie Sousa zrehabilitował się za rękę w polu karnym. Portugalczyk pewnie wykończył piękną akcję całego zespołu.
Dziewięć minut później było już 4:2. Tym razem na listę strzelców wpisał się Mikael Ishak. Znów gospodarze w defensywę przyjezdnych weszli, jak w masło i Szwed nie miał kłopotów z umieszczeniem piłki w siatce.
Na tym nie koniec popisów strzeleckich "Kolejorza". W 69. minucie wynik spotkania na 5:2 ustalił Sousa. Fatalny błąd popełnił Gual tracąc piłkę na własnej połowie. Zabrał mu ją Kozubal, który popędzi na bramkę Legii i wyłożył ją jak na tacy Sousy.
Feio znów siedzi na goracym stołku
Lech zasłużenie wygrał dzięki temu wrócił na fotel lidera, który na chwilę po remisie z Rakowem Częstochowa na chwilę zajęła Jagiellonia Białystok.
Legia do ekipy z Poznania ponownie traci aż 9 punktów i na razie nie liczy się w wyścigu o mistrzostwo Polski. Dotkliwa porażka w stolicy Wielkopolski spowoduje, że ponownie wrócą spekulacje na temat przyszłości Feio. Portugalski szkoleniowiec był krytykowany od początku sezonu. Ostatnio lepsze wyniki sprawiły, że pożar został ugaszony, ale teraz stołek trenerski pod 34-latkiem zrobił się gorący.