Wystarczyło zaledwie siedem minut, a Hapoel nie tylko odrobił straty, ale w dwumeczu wyszedł na prowadzenie.
Mocno pomogli w tym sami zawodnicy Śląska. Najpierw Szymon Lewkot tak podawał piłkę głową do Matusa Putnockiego, że przejął ją Eugene Ansah, przerzucił nad próbującym interweniować bramkarzem polskiego zespołu i trafił do pustej bramki.
Kilka chwil później stratę zaliczył Rafał Makowski i Hapoel wyprowadził szybki atak. Piłka trafiła do zupełnie osamotnionego Ramzi Safouriego, który mierzonym strzałem podwyższył prowadzenie.
Śląsk sprawiał wrażenie zupełnie rozbitego. Wrocławianie nie potrafili utrzymać się przy piłce w środkowej strefie, gdzie notowali bardzo dużo strat i rywale mieli okazje do szybkich ataków. W tym okresie doskonałą okazję na kolejnego gola miał jeszcze Safouri, ale w ostatniej chwili Patryk Janasik zdołał wybić mu piłkę.
Wrocławianie otrząsnęli się po kwadransie. Zaczęli dłużej utrzymywać się przy piłce i przede wszystkim zagrażać bramce gospodarzy. Bardzo aktywny był Janasik. Po jednym ze starć zawodnik wrocławian padł na murawę i od razu zaczął pokazywać, że potrzebna będzie zmiana. Uraz wyglądał bardzo źle.
W kolejnych fragmentach Śląsk miał tzw. optyczną przewagę, ale wynikało to z taktyki Hapoelu. Gospodarze cofnęli się na własną połowę, wyczekiwali, co zrobią wrocławianie i wyprowadzali kontrataki.
Szybkie ataki ekipy z Izraela sprowadzały się do posyłania długich piłek w boczne strefy boiska, gdzie powinni być wahadłowi Śląska, ale ci nie nadążali z powrotami.
Druga połowa zaczęła się od sytuacji dla gospodarzy, ale później dwie świetne okazje mieli wrocławianie. Najpierw Robert Pich, który przegrał pojedynek z Arielem Haruszem, a po chwili bramkarz Hapoelu w kapitalnym stylu obronił strzał Mateusza Praszelika.
Niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i tak było w tym przypadku. Rywale przedarli się lewą stroną, a Victor Garcia Marin wybił piłkę pod nogi Ansaha, który skorzystał z prezentu i trafił do bramki.
Śląsk miał w kolejnych fragmentach swoje sytuacje, ale piłka "nie chciała" wpaść do siatki. Najpierw Petr Schwarz z kilkunastu metrów nie trafił w bramkę, chwilę później Czech źle trafił w piłkę, a po kilku minutach po świetnej indywidualnej akcji strzał Praszelika odbił bramkarz Hapoelu.
Polski zespół z minuty na minutę coraz bardziej się odsłaniał i został ponownie skarcony. Po kontrataku Itamar Szwiro uciekł Markowi Tomasowi i w sytuacji sam na sam z Putnockim ustalił wynik spotkania na 4:0.
Hapoel Beer Szewa - Śląsk Wrocław 4:0 (2:0). Pierwszy mecz: Śląsk - Hapoel 2:1; awans - Hapoel Beer Szewa.
Bramki: 1:0 Eugene Ansah (2.), 2:0 Ramzi Safouri (7.), 3:0 Eugene Ansah (55.), 4:0 Itamar Szwiro (84.).
Żółte kartki: Hapoel Beer Szewa - David Keltjens; Śląsk Wrocław - Krzysztof Mączyński, Szymon Lewkot, Mark Tamas.
Sędzia: Ruddy Buquet (Francja).
Hapoel Beer Szewa: Ariel Harusz - Eiad Abu Abaid (80. David Keltjens), Miquel Vitor, Eitan Tibi, Hatem Abd Elhamed - Davide Petrucci (80. Or Dadia), Mariano Bareiro, David Dor Micha (63. Elton Acolatse), Ramzi Safouri (41. Tomer Iosefi) - Eugene Ansah, Sagiv Jehezkel (63. Itamar Szwiro).
Śląsk Wrocław: Matus Putnocky - Szymon Lewkot (60. Łukasz Bejger), Wojciech Golla, Mark Tamas - Patryk Janasik (24. Bartłomiej Pawłowski), Krzysztof Mączyński, Rafał Makowski (46. Mateusz Praszelik), Victor Garcia Marin (79. Fabian Piasecki) - Robert Pich, Petr Schwarz - Erik Exposito (79. Caye Quintana).