"Rosjanki nie mają duszy, bo nawet po porażce nie potrafią płakać, nie to co Polki. Ryczały tak, że wszystkim nam było ich żal" - mówił po sobotnich półfinałach jeden z rosyjskich dziennikarzy. Rosja przegrała z Włochami 0:3, Polska równie łatwo uległa Serbii. Wszyscy zastanawiali się, który zespół szybciej podniesie się po nokautującym ciosie. Na rozgrzewce Polki miały dobre humory, tak jakby sobotni mecz był daleko za nimi. Najszerzej uśmiechała się Małgorzata Glinka. Liderka zespołu wczoraj obchodziła 29. urodziny. Po odśpiewaniu hymnów narodowych otrzymała bukiet biało-czerwonych kwiatów. I grała z taką zaciętością, jakby porażka miała spowodować, że byłyby to najsmutniejsze urodziny w jej życiu - pisze DZIENNIK.

Reklama

To ona rozstrzygnęła losy pierwszego seta. Przy stanie 21:21 najpierw skutecznie, atakowała, potem zdobyła punkt blokiem, by za chwilę znów posłać potężną bombę obok bloku Rosjanek. Glinka zdobyła w tej partii aż dziewięć punktów. Znów skuteczna była Katarzyna Skowrońska-Dolata, która dołożyła 6 punktów.
Ale im dalej w las, tym więcej drzew. Z każdym następnym setem Rosjanki były skuteczniejsze. W drugiej partii Glinka zdobyła już tylko trzy punkty, w trzeciej dwa, przyjęcie piłki spadło do 30 procent, a i uśmiechy zaczęły znikać z twarzy Polek. Przegrały drugi mecz z rzędu, który był do wygrania. Nasze siatkarki wracają do kraju niepocieszone. Nie mają medali. Nie obroniły tytułu najlepszych na Starym Kontynencie. A wszystko zaczęło się w sobotni wieczór...

W półfinale Polki grały z Serbią, którą łatwo zwyciężyły 3:0 cztery dni wcześniej. Wydawało się, że mają przewagę psychologiczną, ale wszystkie nasze siatkarki były świadome, że tym razem nie będzie tak łatwo. "Co z tego, że pierwszy mecz wygrałyśmy szybko. Dziś one zagrają inaczej, dla nas to także będzie inne spotkanie. Półfinał wygrywa się nie boisku, lecz w głowach, bo zwycięstwo daje tak dużo: medal i awans do Pucharu Świata" - mówiła DZIENNIKOWI Glinka.

I Polki przegrały w głowach. Nie wytrzymały presji. Od początku była to walka nerwów. Ale gdy biało-czerwone prowadziły w pierwszym secie 23:20, wydawało się, że to one za chwilę będą się cieszyć. Wystarczyły jednak nieudane ataki Anny Podolec i Mileny Rosner, złe przyjęcie piłki przez Glinkę i był remis. W grze na przewagi lepsze były Serbki. "Chyba za bardzo chciałyśmy zwyciężyć. Zabrakło tego jednego udanego ataku, jednej obrony" - smutno przyznała Podolec.

Reklama

Drugi set również należał do Serbek. Wówczas z hali wyszły włoskie siatkarki, które dwie godziny wcześniej pokonały Rosję 3:0 i czekały na finałowego rywala. Chyba już wiedziały, że o złoto będą grać z Serbią. My jeszcze mieliśmy nadzieję, że coś się odmieni. Nadzieja pojawiła się w połowie trzeciej partii. Przy prowadzeniu Polski 15:11 na twarzach naszych siatkarek pojawiły się uśmiechy. Ale szybko zmieniła je w grymas zniechęcenia Jovana Brakocević. Po jej potężnych zagrywkach Serbki nie tylko odrobiły straty, lecz również wyszły na prowadzenie 19:16. "Wówczas zdałem sobie sprawę, że nie mamy dziś energii" - przyznał potem Bonitta...

Wszyscy wiedzieli, że nie będzie to łatwy mecz, ale nikt nie spodziewał się, że skończy się po trzech setach zwycięstwem Serbii. "Serbki zagrały na bardzo wysokim poziomie, a my nie pokazałyśmy tego, co potrafimy. Nasze marzenie o mistrzostwie Europy się skończyło" - Dorocie Świeniewicz łamał się głos, gdy mówiła te słowa. Za chwilę w jej oczach pojawiły się łzy. Płakały wszystkie nasze siatkarki. Były załamane. Po sześciu wcześniejszych zwycięstwach poczuły się tak mocne, że coraz śmielej zaczęły myśleć o złotych medalach. Niestety, mistrzynie Europy zostały pokonane przez brązowe medalistki mistrzostw świata. "To zwycięstwo będę pamiętać do końca życia. Zawsze będzie jednym z moich ulubionych" - przyznał trener Serbek Zoran Terzić. "To wielki sukces pokonać jeden z najlepiej poukładanych zespołów świata" - dodał. Miło słyszeć takie słowa od rywali. Wczoraj to jednak Serbki walczyły o złoto z Włochami, a polskie siatkarki ze smutnymi minami siedziały na trybunach.