Polki do drugiej rundy awansowały z zaliczeniem dwóch porażek. Na inaugurację turnieju przegrały z Japonią 2:3, a dzień później z Serbią 1:3. Kolejne trzy spotkania - z Kostaryką, Peru i Algierią - biało-czerwone wygrały gładko po 3:0.
Szkoleniowiec Jerzy Matlak nie ukrywa, że w następnej rundzie poprzeczka zostanie zawieszona bardzo wysoko. Jego zdaniem Rosjanki po dojściu do składu Ljubow Sokołowej prezentują się najbardziej solidnie. Koreanki z kolei to największa niespodzianka na plus, w przeciwieństwie do Chinek, które kolejny etap mistrzostw rozpoczną z trzema porażkami.
"Rosjanki znamy bardzo dobrze, to zespół o nieograniczonych możliwościach, który do tej pory nie wykorzystywał swojego potencjału. Koreanki na pewno będą prezentowały styl zbliżony do Japonek. Nie wiem, czy silniejszy czy słabszy, ale nie jesteśmy z nimi bez szans. Korea zrezygnowała z gry w Grand Prix, zaszyła się gdzieś i przygotowywała się swoim cyklem do mistrzostw świata" - oceniał Matlak.
"Chinki to trzecia drużyna świata według rankingu FIVB, ale nie wiem, dlaczego zawodzą. Grają tym samym składem co w Grand Prix, a my przegraliśmy wówczas z nimi gładko 0:3. Z kolei z Turczynkami po raz ostatni spotkaliśmy się w kwalifikacjach MŚ w Rzeszowie, gdzie ulegliśmy 1:3. Każdy z tych przeciwników jest bardzo wymagający i groźny. I przede wszystkim zaprawiony w bojach, bo w tamtej grupie nie było takich słabeuszy jak w naszej. Tutaj już nie będzie meczu, który trwa godzinę czy 15 minut dłużej" - ocenił szkoleniowiec.
Jak podkreślił Matlak, w takim turnieju jak mistrzostwa świata, wiele może się jeszcze zmienić.
"Niektórzy słabiej zaczynają, a dopiero później odzyskują swój rytm. Trudno to przewidzieć, ale wszystko jest w naszych rekach. Musimy po prostu grać jak najlepiej i odzyskać wiarę, że na tych mistrzostwach możemy coś jeszcze osiągnąć" - przyznał.
W mistrzostwach nastąpi dwudniowa przerwa. Kolejne mecze rozgrywane będą w Tokio (grupa E) oraz w Nagoyi (grupa F).