Do stolicy Wielkiej Brytanii pojadą trzy najlepsze ekipy. Po ośmiu kolejkach turnieju biało-czerwoni mają punkt przewagi nad Rosjanami i pięć nad wicemistrzami Europy Włochami.

Jest pan zaskoczony układem w tabeli?
- Sebastian Świderski: Cieszę się z tego widoku, ale nie spodziewałem się, że to będzie tak wyglądać. I to wcale nie postawa Polaków mnie dziwi, ale słabe wyniki pozostałych drużyn. Najbardziej jestem zaskoczony zespołami Brazylii i Serbii. Ci drudzy dwa miesiące temu zdobyli mistrzostwo Europy, a w Japonii wygrali tylko dwa mecze. To przepaść. Canarinhos z kolei walczą w kratkę. W jednym meczu mają bardzo dobre, ale i bardzo słabe momenty gry. Dawno ich nie widziałem w takiej dyspozycji, przecież od lat niemal wszędzie triumfują.

Reklama

Uważa pan, że awans do igrzysk polskiego zespołu jest realny?
- Oczywiście. Zostały trzy spotkania i... dziewięć punktów. W walce jest jeszcze pięć zespołów, a tylko trzy miejsca. Oprócz nas Rosjanie, Włosi, Brazylijczycy i Kubańczycy. Wszystko może się jeszcze wydarzyć, ale wydaje się nieprawdopodobne, by nam się nie udało. To byłoby straszne, gdybyśmy zaprzepaścili taką szansę. Z drugiej strony to tylko sport i wszystko jest możliwe.

Podopieczni Andrei Anastasiego zmierzą się jeszcze z wicemistrzami Europy Włochami, mistrzami świata Brazylijczykami oraz zwycięstwami tegorocznej Ligi Światowej Rosjanami. To bardzo trudni przeciwnicy; w ostatnim czasie udało nam się tylko zwyciężyć ze Sborną.
- To nie ma najmniejszego znaczenia. Teraz może się zdarzyć, że z nimi przegramy, a z Włochami i Brazylijczykami wygramy. Mówi się o naszym kompleksie Canarinhos. W meczu o punkty dawno z nimi nie triumfowaliśmy, ale to nie jest ważne. Jestem przekonany o tym, że na parkiet chłopcy wyjdą zdeterminowani i nie przestraszą się rywali. Liczyć się będzie dyspozycja dnia, zdolności regeneracyjne poszczególnych organizmów.

Polakom wystarczy jedno zwycięstwo do awansu. Będzie kalkulacja?
- Nie ma o tym mowy. Nie wierzę, żeby takie słowa w ekipie w ogóle padły. Trzeba walczyć z każdym i do samego końca. Tu chodzi o awans do igrzysk, nie można odpuścić żadnego meczu. Zresztą żadna z drużyn nie odda spotkania.

Co jest siłą polskiego zespołu? Skąd tak dobre wyniki?
- Nie jestem w Japonii i ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć, ale potencjał ta drużyna ma od dawna bardzo duży. Raz nie wychodziło, raz się udawało. Teraz dopiero pokazują na co naprawdę ich stać. Na pewno istotna jest nasza ławka rezerwowych, która jest długa i wyrównana. Mamy zawodników, którzy wchodzą z kwadratu i rozgrywają lepsze spotkanie od tego, który występuje na parkiecie od początku. Nie każdy z nich jest ograny na międzynarodowej scenie, ale żaden z nich nie cofnie ręki. Mało jest reprezentacji, które mają taki komfort.

Słychać narzekania na trudy takiego turnieju. W 15 dni zawodnicy rozegrają 11 spotkań. Wszystkie o stawkę. Brakuje czasu na odpoczynek, trening czy regenerację.
- Nie pochwalam takiej formuły. To jest szaleństwo. Takie rozgrywanie turnieju jest antysportowe, ale nic na to nie poradzimy. Ostatnie trzy mecze to już nie kwestia kto jest lepszy siatkarsko, a wytrzymałościowo. I właśnie nad wydolnością nie ma kiedy pracować. Niestety, nie mamy na to żadnego wpływu. Należy jechać i walczyć, bo cel - awans do igrzysk, jest bardzo istotny.