Polki w zasadzie mógłby mecz z Portoryko sobie odpuścić, bo nawet w przypadku porażki, awans na igrzyska jest już pewny. Marco Bonitta zapowiadał jednak przed spotkaniem, że jego podopieczne zagrają na 100 procent. W podstawowym składzie nie wystawił jednak liderki naszej kadry Małgorzaty Glinki, a skład został porządnie przemieszany.

Reklama

Pierwszy set od początku był bardzo wyrównany. Jedynie na samym początku Polkom udało się uzyskać dwa punkty przewagi, ale Portorykanki szybko ją zniwelowały. Na przerwę techniczną "Złotka" schodziły wygrywając jednym oczkiem, 8:7. Dalsza część seta to atak za atak. Potem jednak Polki odskoczyły - najwyższa przewaga w pierwszym secie na naszą korzyść to 20:15. I choć rywalkom udało się odrobić kilka punktów, w ostatecznym rozrachunku bez problemu wygraly podopieczne Marca Bonitty. Polki wygrały te akcje, które miały wygrać, kilka razy skutecznie zagrały blokiem, set nie należał jednak do emocjonujących - widać było, że to tylko mecz o pietruszkę.

Drugi set zaczął się tak samo jak pierwszy i znów Polki spokojnie utrzymywały jednopunktową przewagę. W koncu jednak udało się nam odskoczyć na trzy punkty i przy stanie 11:8 o czas poprosił trener naszych rywali. Portorykanki chciałyby urwać "Złotkom" choć jeden set, ale czy to możliwe? Polki były zainteresowane nie tylko grą, lecz także... malowaniem sobie na ramionach olimpijskich kółek.
W tym czasie nasze rywalki pokazały, że nie jest im obca gra blokiem i trzy razy z rzędu skutecznie niszczyły w ten sposób akcje "Złotek". Przez blok Portorykanek nie udało się przebić nawet Katarzynie Skowrońskiej. Marco Bonitta postanowił wziąć czas i był to strzał w dziesiątkę. Zmobilizowane przez trenera siatkarki ruszyły do przodu i szybko wywalczyły sobie kilka punktów przewagi. Przy stanie 24:20 miały piłkę setową, ale rywalki jeszcze zdołały ugrać dwa małe punkty. Na więcej nie było je już jednak stać i Polki ponownie wygraly 25:22.

Ostatnia partia tego niemal towarzyskiego spotkania była najbardziej wyrównana. Dopiero pod koniec nasze reprezentantki odskoczyły rywalkom. Dobrze radziła sobie Karolina Ciaszkiewicz, która chciała pokazać trenerowi, że zasługuje na więcej szans - w Tokio grała mało. Pod koniec meczu, w trudnej sytuacji, zespół pociągnęła niezawodna Skowrońska, udanie atakując z lewej strony, z daleka.
Trener Portoryko dokonał wielu zmian, ale nic to nie pomogło. Mecz zakończył się łatwym zwycięstwem Polek.

Polska - Portoryko 3:0 (25:22, 25:22, 25:22)