"Wolę analizować to, skupiając się na pozytywnych sprawach. Patrzeć do przodu i myśleć o tym, co jeszcze mam wykonać, a nie co było złe" - mówił nasz skoczek po zawodach.

Zresztą mimo późnej pory (konkurs skończył się dopiero około godziny 21) Małysz nie był w nastroju do narzekania. Stwierdził nawet, że warto było czekać na umożliwiającą rozpoczęcie zawodów poprawę pogody i, co zdarza się rzadko, chwalił zachowanie jury. "Rano byliśmy w hali. Potem dowiedzieliśmy się, że mamy zostać w hotelu. To była dobra decyzja, bo wiało zbyt mocno. Jury fajnie się zachowało udzielając nam informacji na tyle wcześnie, że mogliśmy poczekać w hotelu, a nie na skoczni. Lepiej, że zawody odbyły się w środę, niż mielibyśmy czekać do czwartku i pędzić prosto na mistrzostwa Polski" - stwiedził w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Reklama

>>>Małysz dziewiaty w niemieckim Klingenthal

Małysz w swojej karierze zdobył już kilkadziesiąt medali mistrzostw kraju. Mimo to zapewnia, że zaplanowanych na piątek i sobotę zawodów w Wiśle i Szczyrku nie będzie traktował ulgowo. "Zawodnik zawsze chce dobrze skakać, pokazać się z jak najlepszej strony. Mam jeszcze nad czym pracować, Hannu zostawił mi wskazówki. Nie jest tego dużo, bo wkrótce znowu się zobaczymy" - mówił.

Nasz najbardziej doświadczony reprezentant nie żałuje rezygnacji z udziału w konkursach lotów narciarskich w Oberstdorfie. "Te zawody to jakaś pomyłka w terminarzu, nie powinny znaleźć się w nim tuż przed mistrzostwami świata. Zawodnicy w formie nie muszą się martwić, ale ci, którzy mają coś do poprawienia, mogą sobie nie dać rady, bo mamut błędów nie wybacza" - uważa Małysz, który już uznał Gregora Schlierenzauera za zdobywcę Kryształowej Kuli za ten sezon. "Szkoda, że Jacobsen nie wygrał w Klingenthal, byłoby jeszcze ciekawie. Ale „Schlieri” jest niesamowity, jakby stworzony do skakania" - przyznał czterokrotny zwycięzca klasyfikacji generalnej PŚ.