O sobotnich zawodach można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że były sprawiedliwe.
Było bardzo niesprawiedliwie. Tylko że tym razem nie z powodu pogody. Największe pretensje mam do Mirana Tepesa. W pierwszej serii przetrzymał mnie na belce 44 sekundy! Dał pozwolenie na skok w 45 sekundzie, ostatniej możliwej. Kiedy zostaje sekunda, już nie myśli się o skoku. Byłem zdekoncentrowany. Przygotowałem się już na to, by zejść z belki, a tu bach. Zielone. No panowie, tak się nie robi! Tym bardziej że Łukasz Kruczek twierdzi, iż warunki w powietrznym korytarzu, w jakim poruszamy się podczas lotu, nadawały się do skakania. A jak Damjan miał dobry wiatr, to Tepes go puścił. To nie fair!

W drugiej serii Tepes już tyle nie czekał.
Tylko do 33 sekundy. Ale tej decyzji już się nie czepiam. Wszyscy mieliśmy wtedy gorsze warunki, bo zawodnicy tuż przede mną i zaraz za mną osiągali słabsze odległości. Dopiero kiedy przyszła kolej najlepszych, znowu trochę się poprawiło.

Przed drugim skokiem miał pan ochotę odegrać się za to niesprawiedliwe traktowanie?
I to bardzo. Chciałem skoczyć daleko, utrzeć niektórym nosa. Ale przewrotnie wyszło tak, że najlepszy był ten skok z serii próbnej. Spokojnie, nie ma co się przejmować. Muszę o tym zapomnieć i potrenować sobie przed mistrzostwami świata.

A jaki wpływ na wyniki konkursu miała spowijająca skocznię gęsta mgła?
Też trochę namieszała. Śmiesznie się skacze w takich warunkach, bo prawie nic nie widać. Jadąc do progu, nie bardzo wiedziałem, w którym miejsce rozbiegu jestem i trudno było mi wyczuć moment, w którym trzeba się było wybić. Przejaśniało się dopiero po przeleceniu nad bulą.

Czasem mgła pomaga. W 2005 roku w takich warunkach Daiki Ito poprawił przecież rekord skoczni w Bischofshofen.
Ale wtedy mgła schodzila w dół skoczni, a tutaj stała w miejscu. Nie chcę się jednak mądrzyć o warunkach, bo nie stałem na dole. Było, jak było. Mimo to nie żałuję, że tu przyjechałem. Punktów trochę zdobyłem. Jacobsen co prawda uciekł, ale udało się znowu podgonić Schlierenzauera. To ważne, bo jestem przekonany, że jego słabszy występ to był przypadek. Tak samo jest ze mną. Moje skoki są na tyle dobre, że nie mam się o co bać.

W takim razie nie lepiej było zostać w domu i odpocząć?
Powtarzam, nie uważam tego wyjazdu za niepotrzebny. Jestem w dobrej formie, ostatnio skakałem bardzo dobrze. Chciałem wygrać, szkoda, że się nie udało. Tym bardziej że już zaczęło się mylne analizowanie: „Aaa, nie wygrał, bo myślał o dogonieniu Weissfloga”. Jest mi przykro, że zwraca się uwagę na to, a nie na moje skoki. Już nawet słyszałem coś o klątwie Weissfloga. Kurczę blade, przestańcie! Nie ma żadnej klątwy!

Wystartuje pan w zaplanowanych jeszcze przed wylotem do Japonii mistrzostwach Polski w Szczyrku?
Jeśli się odbędą, to tak. Choć szczerze mówiąc, wolałbym, żeby ich nie było.