O co chodzi? A mianowicie o to, że dziesiątka najlepszych skoczków poprzedniego sezonu oficjalnie nie brała udziału w piątkowych kwalifikacjach. Według nowych przepisów najlepsi zawodnicy mają zapewniony start w zawodach z urzędu.
Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Małysz i spółka tak naprawdę skakali. Ale sędziowie nie liczyli ich startu jako oficjalnego, a potraktowali to jako trening.
"Jest to trochę dziwna zmiana, tym bardziej że od sezonu zimowego przewiduje się nagrody pieniężne za kwalifikacje. W poprzednim sezonie wszyscy mieli pretensje, jeżeli czołówka Pucharu Świata nie brała udziału w kwalifikacjach, a teraz zrobili coś odwrotnego" - opowiada Małysz serwisowi skijumping.pl.