Podczas mojej kariery zdarzało się, że byłem jedynym Polakiem w finałowej serii. Ile razy? Nie pamiętam, bo to jednak smutne przypadki. Taki zdarzył się również dziś. Wszyscy, i ja, i dziennikarze, i kibice, czujemy niedosyt. Żal, że tak się stało, ale...
Za bardzo podgrzewana była atmosfera przed sezonem, kiedy mówiło się, że mamy niezłą drużynę, która jest w stanie powalczyć o podium. Z pewnością takie prognozy brały się z dobrych występów w zawodach letnich. Wielokrotnie podkreślałem, że skoki narciarskie to zimowa konkurencja i nie patrzmy na wyniki z lata. Nie muszę chyba tłumaczyć, czym się różnią te dwie pory roku.
Dziś w Lillehammer ponieśliśmy porażkę, ale głupotą byłoby kogoś skreślać czy wykonywać jakieś nerwowe pociągnięcia. Poczekajmy z drastycznymi ruchami. W piątek i sobotę są zawody w Kuusamo. Czasem w procesie szkoleniowym wystarczą dwa dni, by się wszystko przekręciło o 180 stopni. Gdyby jednak w Finlandii powtórzyła się sytuacja z Norwegii, to wówczas należałoby już reagować. Takie jest moje zdanie.
Chcę jednak podkreślić, że nie zamierzam i na pewno nie będę się wtrącał w to, co robi trener Łukasz Kruczek, czy w ogóle sztab szkoleniowców. Jeśli ktoś z nich, albo też zawodnik, poprosi mnie, abym okiem eksperta, byłego skoczka, doradził, coś podpowiedział, uczynię to bardzo chętnie, bo czuję się do tego uprawniony. Muszę mieć jednak na to przyzwolenie, niczego nie zrobię wbrew czyjeś woli.
Po niedzielnym konkursie rozmawiałem z Kruczkiem, wymieniliśmy poglądy. Był ciekawy mojej opinii. Wszystkich niuansów w telewizji się nie zobaczy. Jak się jest na miejscu, inaczej wiele spraw widać. Powiedziałem jemu i zawodnikom, żeby się nie zamartwiali i robili swoje.