Adam Małysz (dyrektor ds. skoków i kombinacji norweskiej w PZN): "Jury na pewno miało twardy orzech do zgryzienia myśląc, co robić. Pierwsza seria nie była sprawiedliwa. Druga też nie do końca, ale była zdecydowanie sprawiedliwsza niż pierwsza. Oczywiście mieliśmy trochę szczęścia, że skakaliśmy w niej na początku. Okazało się, że trzeba walczyć do końca i można zdobyć mistrzostwo świata z 27. miejsca.
- Jeszcze bardziej szalony konkurs był na igrzyskach w Pjongczangu, gdzie na normalnej skoczni mieliśmy pecha. To co dzisiaj się stało, nikt nie mógł przewidzieć. Po skoku Dawida wierzyłem, że jest szansa, aby znalazł się w najlepszej dziesiątce, może szóstce, bo wyprzedzało go wielu zawodników, którzy nie wiadomo skąd się tam wzięli. Trzeba być realistą. Wiedziałem, że aby były medale musi zdarzyć się cud i zdarzył się cud".
Walter Hofer (dyrektor Pucharu Świata): "Gdybym miał ten konkurs opisać jednym zdaniem, to powiedziałbym +zdecydowanie za dużo dramaturgii+. Mam świadomość, że każdy ma prawo do swojej opinii i tak traktuję komentarze, że zawody był skandalem. Kiedy zawody się zaczynają, warunki pogodowe mogą się zmienić. W pierwszej rundzie zawodnikom dokuczał wiatr, a w drugiej zalegający w torach najazdowych śnieg obniżał prędkość skoczków.
- W trakcie zawodów ktoś jest liderem, a ktoś z czekających na skok może go pokonać. Kiedy jednak konkurs się skończył i lider się nie zmienił, nic już nie można zrobić. Teraz można gdybać, że należało zawody przerwać, albo przełożyć. Trzeba jednak pamiętać, że na każdym etapie z takiej decyzji ktoś może być niezadowolony i dopytywać czemu akurat teraz taka decyzja. Zrobiliśmy wszystko, aby te zawody miały uczciwy przebieg. Dobrze, że odbyły się dwie serie".