W pierwszej serii Polacy nie mieli szczęścia do aury - Stoch przy silnych podmuchach w plecy osiągnął 91,5 m i był sklasyfikowany na 18. pozycji. Kubacki doleciał do 93. m i był 27., a Stefan Hula osiągnął 88 m i plasował się na 29. miejscu. Do finału nie awansował tylko Piotr Żyła, zajmując 33. lokatę po lądowaniu na 90,5 m.
Zawody bardzo źle się dla nas zaczęły. W takich warunkach nie mieliśmy żadnych szans na dalekie skoki - ocenił Horngacher.
To, co wydarzyło się później, przejdzie do historii sportu. Kubacki po swojej próbie w finale objął prowadzenie, którego... nie oddał. Drugie miejsce natomiast do końca utrzymał Stoch.
Nie wierzyłem w takie rozstrzygnięcie, normalnie nie byłoby to możliwe. To były jednak bardzo dziwne zawody, wcześniej takich nie widziałem. Gratuluję moim zawodnikom, że w drugiej serii zachowali koncentrację i oddali naprawdę dobre skoki. Potem opady śniegu i nie wiem co jeszcze spowodowało, że odnieśli tak niesamowity sukces. Nie mógłbym dziś oczekiwać więcej - podkreślił Austriak.
Coraz mocniejsze opady powodowały, że śnieg zalegał w torach i uniemożliwiał najlepszym na półmetku nabrać odpowiedniej prędkości na rozbiegu.
To były niesprawiedliwe zawody – w pierwszej serii dla nas, a w drugiej m.in. dla Ryoyu Kobayashiego i Karla Geigera. Nikt nie potrzebuje takiego konkursu, szczególnie w sytuacji, kiedy można go było przesunąć na niedzielę. Tego dnia pogoda ma być znacznie lepsza. Wszyscy mieliby wtedy okazję skakać w równych warunkach. To jest coś, o czym należy pomyśleć przed następnymi mistrzostwami. Wszyscy ciężko przygotowują się do takich imprez, pochłania to także mnóstwo pieniędzy. Takie zawody nie powinny mieć miejsca - apelował Austriak.
Horngacher przyznał, że pomijając okoliczności samo rozstrzygnięcie nie jest dla niego niespodzianką, bo zarówno jego podopieczni, jak i trzeci Austriak Stefan Kraft już na treningach prezentowali się bardzo dobrze. Szkoleniowiec zgodził się, że dublet to wyjątkowe osiągnięcie, ale w ocenie całych mistrzostw jest bardzo surowy.
Zdobywając dwa medale powinieneś być usatysfakcjonowany, ale wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że oczekuję więcej, a była możliwość sięgnięcia po więcej - podkreślił.
Biało-czerwoni przyjeżdżali do Seefeld jako liderzy Pucharu Narodów. Natomiast indywidualnie w Pucharze Świata Stoch jest drugi, Żyła czwarty, a Kubacki piąty. Na dużej skoczni w Innsbrucku nie udało im się jednak stanąć na podium. Szczególnie bolesne było czwarte miejsce w konkursie drużynowym, w którym bronili tytułu.
Wciąż nie jestem na sto procent pewny, co zawiodło. To na pewno było kilka elementów. Jeden z nich to zbyt duże oczekiwania zawodników. Miałem wrażenie, że oni czekali na medale, a nie pracowali na nie. Tak nie można. Na sukces trzeba każdego dnia ciężko pracować - zaznaczył.
Przegraliśmy tamte dwa konkursy. To, co się wydarzyło w Innsbrucku, było dla nas bardzo smutne. Później jednak wykonaliśmy świetną robotę. Wszyscy ciężko pracowali w ostatnich dniach. Zawodnicy byli doskonale przygotowani fizycznie oraz mentalnie. Jest we mnie mnóstwo emocji. Może dopiero po czasie dotrze do mnie, co osiągnęliśmy, bo złoto i srebro w jednym konkursie to coś niesamowitego - dodał.
W sobotę biało-czerwonych czeka jeszcze rywalizacja drużyn mieszanych, bo po raz pierwszy w MŚ rywalizują polskie skoczkinie - 17-letnia Kamila Karpiel i rok starsza Kinga Rajda.
Dwa lata temu w Lahti źle się czuliśmy, kiedy wszyscy skakali, a my oglądaliśmy miksty w telewizji. To historyczny moment dla Polski i bardzo się cieszymy na ten konkurs. Będziemy walczyć, a jak widać wszystko może się zdarzyć - zauważył Horngacher.
Szkoleniowiec, któremu po tym sezonie kończy się kontrakt z Polskim Związkiem Narciarskim, nie uniknął pytania o to, czy podjął już decyzję odnośnie swojej przyszłości. Odparł jednak tylko, że to nie jest właściwy moment na odpowiedź.