"W życiu bym nie powiedziała, że będę od razu grała tak dobrze i znajdę się w ćwiartce Wielkiego Szlema. Przez dwa miesiące praktycznie nie miałam rakiety w ręku, a jeszcze w grudniu chodziłam przecież o kulach. Tak naprawdę dopiero przed świętami zaczęłam normalnie biegać. Owszem poleciałam do Australii wcześniej i trenowałam tam przez dziesięć dni, ale to było i tak bardzo mało czasu, żeby się przygotować do pierwszego występu. Właściwie do ostatniej minuty mój start nie był pewny" - powiedziała PAP Radwańska.
"Poleciałam do Melbourne trochę w ciemno, głównie, żeby potrenować, ale nie wiedziałam czy w ogóle zagram. Gdybym odpadła od razu, nie byłoby też zdziwienia. Udało się i to całkiem nieźle, jakby na efekcie świeżości. W dodatku wygrałam tam dwa właściwie już przegrane mecze, w pierwszej i czwartej rundzie. Szczególnie w pierwszym meczu było naprawdę ciężko, ale wygrałam go. Pewnie głównie dlatego, że bardzo nie chciałam odpaść w pierwszej rundzie. Później, z każdym meczem, grało mi się już coraz lepiej i wchodziłam w rytm" - dodała.
W pierwszym starcie po operacji lewej stopy (skutek przeciążeniowego pęknięcia kości dużego palca) Polka osiągnęła po raz czwarty w karierze wielkoszlemowy ćwierćfinał, a po raz drugi w Australian Open (wcześniej w 2006 r.). Przegrała w nim, po bardzo wyrównanej grze, z późniejszą triumfatorką imprezy Belgijką Kim Clijsters. Jeszcze w Melbourne zdecydowała się zastąpić w kolejnym tygodniu kontuzjowaną siostrę Urszulę (kłopoty z kręgosłupem) w reprezentacji Polski startującej w rozgrywkach o Fed Cup w Grupie I Strefy Euroafrykańskiej.
"Wcześniej nie przewidywałam zupełnie gry w Fed Cup. Po powrocie z Australian Open miałam spędzić ponad dziesięć dni w Krakowie. W końcu jednak nie byłam w domu nawet 24 godzin, bo wróciłam dopiero w niedzielę wieczorem, a już w poniedziałek po południu miałam samolot do Izraela. Wyszło więc inaczej, niż planowałam. Teraz będzie trochę spokojniej, bo gram Dubaj i Dauhę, a później Indian Wells i Miami. Będę więc miała trochę czasu na odpoczynek pomiędzy nimi. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo przecież już w środę wyjeżdżam z ojcem i siostrą do Dubaju" - powiedziała PAP Radwańska.
W nadmorskiej miejscowości Eljat polskie tenisistki były bliskie wywalczenia prawa gry w barażach o miejsce w Grupie Światowej II, ale przegrały w sobotę decydujący mecz z Białorusią 0:2. W drugim pojedynku singlowym Radwańska uległa Wiktorii Azarence 5:7, 5:7 i była to jej pierwsza porażka w Izraelu, po trzech zwycięstwach w singlu i jednym w deblu.
Razem z występem w Melbourne jej tegoroczny bilans wynosi 7-2 w grze pojedynczej i 3-1 w podwójnej. Po Australian Open awansowała z 14. pozycji, na której zakończyła rok 2010, na dziesiątą w rankingu WTA Tour.
"W czołówce rankingu skok o cztery miejsca i to po jednym turnieju, to bardzo dużo, zwłaszcza zaraz po kontuzji. Cieszę się, że tak szybko wróciłam do pierwszej dziesiątki, ale nie przywiązuję się do tego specjalnie. Przed rokiem dobrze grałam w Dubaju, Indian Wells i Miami, więc teraz będę bronić dużo punktów. Wierzę, że wszystko będzie dobrze, choć wiadomo, że na razie puchnie noga po każdym meczu. Tak widać musi być" - powiedziała PAP Radwańska, która rok 2009 zakończyła operacją prawej dłoni (kłopoty ze ścięgnem palca środkowego).
"Poprzednio też trochę czasu mi zajęło okrzepnięcie, bo dopiero w marcu wszystko się wyprostowało. Wtedy chodziło jednak o rękę, a teraz jest trudniej, bo to noga. Na razie jednak nie jest źle i mam nadzieję, że tego nie pogorszę. Dlatego ważne będzie zachowanie rozsądku w planowaniu startów, a wtedy wszystko powinno iść dobrze. Jestem dobrej myśli" - dodała.