Był to ich piąty pojedynek, a po raz drugi lepsza okazała się Pietrowa, która poprzednie zwycięstwo odniosła również w stolicy Japonii w 2008 roku.
Sobotni finał przyniósł Polce czwartą w karierze porażkę w tej fazie turnieju, po występach w Pekinie w 2009 roku, rok później w San Diego i w tym sezonie w wielkoszlemowym Wimbledonie.
Schodząc z kortu miała łzy w oczach. Byłam naprawdę wkurzona - skomentowała sytuację, kiedy rzuciła rakietą o kort. Finał jest zawsze bardzo emocjonalny. To był dziwny mecz, bardzo szarpany, jak rollercoaster (z ang. kolejka górska - PAP). Ale taki właśnie jest kobiecy tenis. Nigdy nie wiadomo co się za chwilę stanie, więc trzeba walczyć do samego końca - powiedziała Radwańska.
W Tokio wywalczyła premię w wysokości 192 tysięcy dolarów (zwyciężczyni 385 tys.), ale także - podobnie jak wszystkie uczestniczki półfinałów - wolny los w pierwszej rundzie rozpoczynającego się w sobotę większego turnieju WTA Tour rangi Premier I na twardych kortach w Pekinie (z pulą nagród 4 828 050 mln dol.). Tam również Polka triumfowała w poprzedniej edycji.
Teraz wyjdzie do gry najwcześniej w poniedziałek, a zmierzy się z zwyciężczynią pojedynku między dwoma chińskimi posiadaczkami "dzikich kart" Shuai Zhang i Qiang Wang.