Rozstawieni z "czwórką" Kubot i Melo pokonali Austriaka Olivera Maracha i Chorwata Mate Pavica (16.) 5:7, 7:5, 7:6 (7-2), 3:6, 13:11 w finale Wimbledonu. Pojedynek trwał cztery godziny i 39 minut. Polsko-brazylijski duet po raz czwarty w Londynie potrzebował pięciu setów, by pokonać rywali.
Uważam, że kluczem było pozostanie silnym mentalnie, zwłaszcza po przerwie w piątej partii, gdy zasuwano dach. Trzeba być wtedy gotowym na to, by wrócić na kort i walczyć tak jak to zrobiliśmy. Nawet jeśli straciliśmy wcześniej dwie piłki meczowe, to potem wciąż walczyliśmy. Nie zablokowało nas to i nie przegraliśmy przez to. Dlatego uważam, że to była mentalna wojna, która zakończyła się naszym zwycięstwem. Myślę, że trzy wcześniejsze pięciosetowe mecze bardzo nam tu pomogły. Powiedziałem Łukaszowi, że to po prostu kolejna taka bitwa, trzy mamy już za sobą i kolejną również wygramy - podkreślił na konferencji prasowej Melo.
W rozmowie z mediami Marach uznał, że przełomowy był 17. gem decydującej odsłony, gdy przy serwisie lubinianina rywale prowadzili 40:0, ale polsko-brazylijska para wyszła z opresji.
To jest klucz do wygrywania takiej imprezy. Zwyciężyliśmy w trzech pięciosetowych spotkaniach, gdzie mieliśmy bardzo podobne sytuacje. Oczywiście, finał to co innego. Przy stanie 8:8 i 0:40, po niewykorzystaniu dwóch piłek meczowych, można było zobaczyć, jak silny psychicznie jest Łukasz. Ja wtedy nic nie miałem do powiedzenia, on serwował i zdobywał punkty. Wiem, że ma świadomość, jak mocny mentalnie jest i jak silny może być. Dziś wszyscy to widzieli. Zgadzasz się? - zwrócił się do Polaka Melo, ale ten nic nie odpowiedział.
To do zawodnika z Ameryki Południowej wyłącznie były kierowane pytania w części anglojęzycznej konferencji. Jeden z dziennikarzy poprosił, by opisał nieco siedzącego obok niego Kubota. W tym sezonie byli niepokonani na trawie. Triumfowali niedawno w 's-Hertogenbosch i Halle. Wcześniej wygrali dwa prestiżowe turnieje ATP Masters 1000 w Miami i Madrycie. W 2015 i 2016 roku świętowali razem sukces w Wiedniu.
To niesamowite, jakie wyniki zanotowaliśmy. Różnimy się pod wieloma względami. Kluczem jest znalezienie równowagi. Na początku sezonu na trawie powiedziałem mu, że ja mam zamiar być tym solidnym, a on ma wygrywać mecze. On ma znacznie bardziej agresywny styl gry niż ja. Zawsze starałem się stwarzać mu okazje do kończenia akcji. I to robił też dziś. Wszyscy wiedzą, na co go stać. Wygrał wcześniej Australian Open. Kiedy po raz pierwszy połączyliśmy siły, to wygraliśmy w Wiedniu. Potem znów wystartowaliśmy razem w tej samej imprezie i ponownie w niej zwyciężyliśmy. Ten sezon układa się dla nas jak na razie naprawdę dobrze, od poniedziałku będę liderem w rankingu deblistów. Po raz pierwszy byłem nim w 2015 roku, też po wspólnej grze z Łukaszem. Teraz wrócę na fotel lidera również dzięki grze z nim. Widzicie więc, jak duży ma wkład w moje osiągnięcia - podkreślił Melo.
On w przeszłości wystąpił już w finale deble w Wimbledonie, który zakończył się jego porażką. Dzięki temu miał jednak doświadczenie w grze na korcie centralnym londyńskiego turnieju. Kubot miał z nim styczność po raz pierwszy dopiero w sobotę.
Przed dzisiejszym spotkaniem rozmawialiśmy o tym, jak zamierzamy podejść do tego meczu. Na koniec powiedziałem mu: Zrobiliśmy wszystko, by tu się znaleźć. Nie ma powodu, by się denerwować. Musimy wyjść, cieszyć się chwilą i próbować zagrać swój najlepszy tenis - zaznaczył.
Jeden z przedstawicieli mediów poprosił Brazylijczyka o porównanie sobotniego pojedynku z innymi spotkaniami, jakie rozegrał w Londynie w przeszłości. W 2013 roku dotarł do finału, ale w nim musiał uznać wyższość rywali.
Miałem tu kiedyś seta, który zakończył się wynikiem 28:26 i również był bardzo ciężki. Nie byłem jednak wówczas tak silny mentalnie jak teraz. Tylko zawodnicy wiedzą, jak wielkiej wytrzymałości psychicznej to wymaga. Czasem masz szczęście tylko raz w życiu wygrać ten turniej. Dla mnie to była druga szansa na to, dla Łukasza - pierwsza. Mieliśmy piłki meczowe, musieliśmy ochłonąć potem. Łukasz powiedział mi "wierzę w ciebie", ja odpowiedziałem mu to samo. To był najtrudniejszy pojedynek, jaki tu kiedykolwiek było mi dane zagrać. Minie sporo czasu zanim zasnę dziś - przyznał.
W dorobku ma też triumf deblowy we French Open, ale sukces odniesiony w tegorocznym Wimbledonie uważa za najcenniejszy w karierze.
Wszyscy, a zwłaszcza Brazylijczycy, wiedzą, jak bardzo chciałem wygrać ten turniej. Po sukcesie w Paryżu mówiłem, że koncentruję się na tym, by zwyciężyć w Londynie. Wimbledon to Wimbledon. Wszystko w tym roku podporządkowałem przygotowaniom do tej imprezy. Przed finałem powiedziałem Łukaszowi "człowieku, zrobiłem wszystko, by zagrać na tym korcie. Chcę się tym cieszy jak tylko mogę. Udało mi się wystąpić w finale wcześniej raz, ale teraz chcę wygrać i mogę to zrobić" - wspominał Melo.
Na pytanie, czy to on, czy też Polak jest szefem w tym deblu, odparł, że sytuacja jest zmienna.
W niektórych sprawach to ja rządzę, a w innych on. Kto będzie szefem podczas świętowania tytułu? Ja, nie martwcie się - odparł Brazylijczyk.
W kierunku zawodników posypały się gratulacje przekazywane za pośrednictwem portali społecznościowych. Na Twitterze sukcesu Kubotowi pogratulowała m.in. Agnieszka Radwańska.
Dzięki Melo, Kubotowi, Pavicowi i Marachowi za absolutnie epicki finał. To był zaszczyt oglądać spotkanie - napisał z kolei Patrick McEnroe, były amerykański tenisista, zwycięzca French Open 1989 w grze podwójnej.