Staje się pan specjalistą od Pucharu Polski. To już pana czwarte trofeum Pierwszy raz je pan zdobył w barwach GKS Katowice w 1991 roku. Szmat czasu minął.

Byłem przekonany, że to było nawet wcześniej. Co mi się majaczyło, że to był 1989 rok. Już się zaczynam w tym wszystkim gubić. A czy jestem specjalistą? Tak się jakoś ułożyło, że zdobyłem cztery puchary, ale nigdy nie byłem mistrzem kraju. Zawsze grałem w silnych i liczących się w lidze drużynach, ale nigdy nie były na tyle silne, by walczyć o tytuł. Z Katowicami byłem drugi, trzeci i czwarty na koniec sezonu, ale pierwszy nigdy. Dlatego zawsze było takie ciśnienie na Puchar, bo była to łatwiejsza droga do rozgrywek międzynarodowych.

Które z tych trofeów najmilej pan wspomina?
Trudno powiedzieć, przed chwilą sam pan zobaczył, że tego pierwszego nawet niezbyt pamiętam. Doskonale za to pamiętam ten z 1993 roku, kiedy wygraliśmy w finale z Legią Warszawa. Wtedy były zupełnie inne czasy. Taktyka jaką się wówczas grało znacznie się różniła od tej dzisiejszej. Nie było przesuwania się całymi liniami, krycia strefą. Każdy odpowiadał właściwie za swojego zawodnika i trzeba było się niesamowicie nabiegać. Jak dziś pamiętam ten koszmarny upał i to nieludzkie zmęczenie po meczu. Wtedy były te mordercze zgrupowania, bieganie po górach, co dziś uchodzi za śmieszność, ale wtedy było absolutnie konieczne. Z kolei tegoroczny Puchar przyszedł mi chyba najłatwiej. Kolporter Korona Kielce uchodził przecież za zdecydowanego faworyta, a tymczasem poszło nam dość gładko. Byliśmy lepszym zespołem i spokojnie wygraliśmy.

Ale tego mistrzostwa żal?

Ja mam zasadę, by nigdy niczego nie żałować. Co to daje? Gdy wracałem do Polski miałem ofertę z Wisły Kraków - rozmawiałem z Bogdanem Basałajem i ówczesnym trenerem Jerzym Engelem. Potem, gdy byłem w Lechu Poznań miałem konkretną propozycję z Legii. Właściwie już byłem dogadany z prezesem Piotrem Zygo. Przyszedł jednak do mnie człowiek z zarządu Lecha, Radosław Sołtys i zaczął mnie namawiać. Mówił jak to w Poznaniu będzie świetnie i żebym został, bo tu będę miał czyste kapcie, a jak pójdę do Legii to mnie ludzie przestaną szanować i lubić. Zacząłem tak sobie kombinować - faktycznie Legia miała wtedy dużą stratę do Wisły, nie jestem pewien, ale chyba z dziewięć punktów, więc pomyślałem, że jednak zostanę w Poznaniu. No i jak się okazało, pomyliłem się. Mistrzostwo wygrali warszawianie, a w Lechu pożegnano się ze mną bardzo nieelegancko.

Jak to wyglądało?
Przede wszystkim ciągle są pewne zaległości finansowe i wcale nie mówię o małych pieniądzach. Niestety wygląda na to, że z byłymi prezesami Lecha spotkam się w sądzie.

Coraz więcej piłkarzy z pańskiego pokolenia wraca do Polski. Tomaszowie Hajto i Kłos, teraz mówi się o Jacku Bąku. Co tak was ciągnie do Polski?
Mogę mówić tylko o sobie. Już nie miałem na tyle interesujących propozycji, by móc dalej grac na Zachodzie. Zgłaszały się po mnie jakieś drugoligowe drużyny, a mnie ciągnie cały czas do wielkiej piłki. Więc, gdy zainteresowały się mną czołowe polskie kluby, nie zastanawiałem się ani przez chwilę. Ciągle chcę grać w piłkę - jak patrzę na Milan i tych dziadków, co tam biegają, to sobie myślę, że mam jeszcze przed sobą z pięć lat grania! Przecież oni się po prostu zabawili z tym Manchesterem United, gdzie występują młode wilczki.

No ale tam przecież mają najnowocześniejsze laboratorium na świecie. MilanLab, który faszeruje tych staruszków najnowocześniejszą medycyną na świecie.
Przyznam szczerze, że pierwsze słyszę. Tak pan mówi? To może i ja powinienem sobie jakiś lab sprawić?

Jak długo zamierza pan jeszcze grać w piłkę?
Jak mnie młodzi wygryzą i będę trzecim rezerwowym to sobie dam spokój. Przecież ja nie mam zagwarantowanego miejsca w podstawowej jedenastce, ale jakoś na razie nikt nie potrafi mnie posadzić na ławie. Gram już właściwie tylko dla przyjemności, nie zarabiam przecież w Grodzisku bajkowych sum - takie już w swojej karierze zarobiłem. Nie stawiam sobie żadnych granic i barier - będę grał, póki będę potrzebny i ktoś będzie mi chciał za to płacić. Jestem najemnikiem, mogę grać wszędzie i w każdym klubie.

Tak pan mówi o tej przyjemności z gry w piłkę, a raczej pan nie wygląda na takiego, któremu futbol sprawiałby wielką radość. Jest pan raczej kojarzony z twardzielem, walczakiem, który wsadza głowę tam, gdzie inni boją się nogę wsadzić.
Kurcze z jednej strony się cieszę, że taka etykieta walczaka do mnie przylgnęła, bo jak się coś robi, to trzeba się maksymalnie angażować. Ale z drugiej strony trochę to śmieszne, bo przecież niby taki fighter jestem, a na ligę angielską okazałem się za małym kozakiem. A futbol naprawdę sprawia mi ogromną frajdę. Zawsze będę grał w piłkę - kto wie, może w wieku 40 lat zaszyje się gdzieś w trzeciej, czy czwartej lidze? Ważne tylko żeby nie dać sobie zrobić krzywdy za darmo, więc jak już nie będą chcieli mi płacić, to będę kopał rekreacyjnie z kumplami.

Jak człowiek, który grał na Stade Velodrome w obecności 60 tysięcy ludzi czuje się w maleńkim Grodzisku, na stadionie kurniku?

To pan tak nazwał stadion w Grodzisku. Ja muszę być bardziej kurtuazyjny, przecież pan też nie powie, że pana gazeta jest do niczego. Cieszę się, że jestem w Groclinie. Prezes Drzymała jest świetnym facetem, który doskonale wie czego chce. Podoba mi się tutaj, chociaż cały czas nie wiem, czy zostanę tu na przyszły sezon. Jeżeli jednak tylko będą mnie chcieli to na pewno pomogę w europejskich pucharach.

Z perspektywy czasu jak się zmieniła nasza liga?

Na pewno nieporównywalna jest obecna infrastruktura. Wszystkie stadiony mają sztuczne oświetlenie, są podgrzewane murawy, boiska treningowe. Ale jest wyraźnie mniej młodych, ocierających się o reprezentację, utalentowanych piłkarzy . Kiedy ja zaczynałem, to była cała grupa nastolatków, która mocno walczyła o miejsce w składzie. Dziś, tak jak już mówiłem, nikt nie potrafi mnie wygryźć z podstawowej jedenastki.

Ale z czego to się bierze? PlayStation, komputery zabiły w młodzieży chęć uprawiania sportu? Czy to szwankuje system szkolenia?
Nie wiem, naprawdę. Ale chyba raczej to drugie. Między moim wyszkoleniem technicznym, a tym co pokazują młodzi jest po prostu przepaść. Ogrywam tych młodziaków w siatko-nogę jak chcę.

Pan jest takim technikiem?
No, mało kto może mi podskoczyć. Technikę użytkową mam naprawdę świetną. Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości to zapraszam na partyjkę siatko-nogi. Daję takiemu kilka punktów handicapu i zaczynamy. Zapewniam, że z większością tych naszych talentów bez problemów bym wygrał.





























Reklama