ŻELISŁAW ŻYŻYŃSKI: Co się tak naprawdę stało na austriackich boiskach? Dlaczego Polakom znowu nie udało się nic osiągnąć?

HENRYK KASPERCZAK: W meczu przeciwko Chorwacji powtórzyło się to, co pokazywaliśmy we wcześniejszych spotkaniach: brakowało naszym zawodnikom entuzjazmu i dynamiki, byliśmy zespołem, który męczy się, grając, męczy, próbując zdobyć bramkę. I to męczy się bardzo.

Reklama

Dlaczego nawet mecz z Chorwacją nie wyglądał tak, jakbyśmy oczekiwali?
Nawet z poważnie osłabionym chorwackim zespołem nie pokazaliśmy tak naprawdę nic specjalnego. Znów brakowało kreatywności, minimalnej choćby skuteczności w grze ofensywnej.

Konstruowanie akcji było problemem zespołu Leo Beenhakkera od pierwszych minut tego turnieju.
Było z tym bardzo źle. Strzeliliśmy zaledwie jedną bramkę i na dobrą sprawę nie mieliśmy nawet zbyt wielu sytuacji, by zdobyć kolejne. Naszym ogromnym problemem była technika i szybkość, a te dwie cechy to przecież baza, punkt wyjścia wszystkich drużyn, które dobrze sobie radzą w mistrzostwach Europy. Dlatego musieliśmy odpaść.

Reklama

Polacy byli źle przygotowani do tego turnieju?
Powtórzę raz jeszcze: nie mieliśmy szybkości ani dynamiki. No i techniki, czyli wszystkiego, co przesądza o powodzeniu akcji ofensywnych. To był słaby występ Polski. Powiedzmy sobie szczerze: nie pokazaliśmy się w czasie tej imprezy z dobrej strony.

Leo Beenhakker popełnił jakieś błędy? Wziął na mistrzostwa niewłaściwych ludzi?
Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Ja mogę najwyżej oceniać to, co widziałem na boisku. Możemy rozmawiać na temat jakości gry, a nie na temat oceny trenera, czy jego pracy. Nie będę nikogo krytykował.

Żałuje pan straconej przez Polskę szansy? Ma pan uczucie, że można było awansować do ćwierćfinału?

Mieliśmy w grupie zespoły, z którymi można było sobie lepiej poradzić, lepiej się zaprezentować na ich tle. Pokazaliśmy się niestety jako zespół mało kreatywny. Każdy musiał zauważyć, że mamy tylko drużynę walczącą, której głównym celem jest odebranie piłki rywalowi. To jeszcze wychodziło, ale z akcjami ofensywnymi było już bardzo kiepsko.

Reklama

Która reprezentacja Polski jest prawdziwa: ta z Euro czy ta z eliminacyjnego spotkania przeciwko Portugalii wygranego w Chorzowie 2:1?

Nie wracajmy już do tamtego meczu. Nie odpowiem na to pytanie, wolę pozostać przy analizie tego, co widziałem przez ostatnie dni. Pod względem piłkarskim cała Europa bazuje na szybkości i technice, a my odstawaliśmy w tych elementach.

Kilka sytuacji w meczu z Chorwacją sobie jednak stworzyliśmy?
Ale byliśmy słabsi i nieskuteczni. W końcówce nie mieliśmy już nic do stracenia, można było zagrać trochę luźniej. Szkoda że wiele z tego nie wyniknęło.

Polski nie stać zwyczajnie na nic więcej?
Nie chcę tu oceniać: nie czas na to i nie pora. Nikogo też nie będę personalnie krytykował. Może nie podobało mi się tylko jedno zdanie trenera, że to cud, że w ogóle pojechaliśmy na to Euro. Psychologicznie mogło ono trochę zaszkodzić, na pewno nie zmotywowało piłkarzy i nie dodało im wiary we własne możliwości.