Naprawdę niewiele zabrakło, aby spełniły się marzenia trenera Bogdana Wenty o pierwszym w historii medalu mistrzostw Europy dla Polski. O tym, że z Austrii wracamy z pustymi rękoma zadecydował nerwowy półfinał z Chorwacją. W sobotnim spotkaniu nasi zawodnicy walczyli z rywalami jak równy z równym. Przez większą część meczu nieznacznie prowadziliśmy. W decydujących minutach spotkania coś w maszynie Wenty się jednak zacięło. Gubiliśmy piłkę w ataku, niecelnie rzucaliśmy i traciliśmy gola za golem. W decydujących minutach na naszą niekorzyść zaczęli mylić się sędziowie z Norwegii. Wenta po porażce 21:24 (10:9) był na nich wściekły, tym bardziej, że w 57. minucie spotkania dostał żółtą kartkę, a sędziowie zabrali nam piłkę. Ta sytuacja ostatecznie przesądziła o naszej porażce.

Reklama

– Zostaliśmy ukarani podwójnie – mówił Wenta. – Nie dość, że przeciwnik zachowuje się niesportowo, bo w polu bramkowym zabiera bramkarzowi piłkę i wyrzuca ją w bok, za co jest ewidentna kara dwóch minut, zostajemy zatrzymani i otrzymujemy żółtą kartkę za moją reakcję. Pytam się przy stoliku, o co chodzi, a oni zabierają nam piłkę. Nie mam pretensji do zawodników chorwackich. Jeżeli się pozwala na taką grę, że zęby wylatują, to trzeba pogratulować. Ale to dziwne, że ci sędziowie z Norwegii prowadzili nam trzy spotkania i zawsze coś się działo – mówił trener, któremu wtórowali rozgoryczeni po porażce zawodnicy.

Po meczu z Chorwatami Wentę czekało ciężkie zadanie – musiał zmobilizować rozbity psychicznie zespół do wysiłku w spotkaniu o trzecie miejsce przeciwko Islandii. – Zaraz po meczu z Chorwacją, po tej rozpaczy, rozmawialiśmy w szatni i doszliśmy do wniosku, że nie mamy innego wyjścia, jak fajnie te mistrzostwa zakończyć – mówił Wenta.

Zmobilizowanie zawodników do jeszcze jednego wysiłku, okazało się jednak zadaniem ponad siły dla naszego trenera. Odkąd Wenta prowadzi biało-czerwonych, jego zespół na żadnej z wielkich imprez nie zagrał tak słabo, jak w pierwszej połowie wczorajszego meczu z Islandią. Nasi zawodnicy całkowicie oddali pole rywalom. Przez pierwsze 10. min zdobyli tylko dwie bramki. Po 20. min gry Islandczycy byli już spokojni o wynik, bo prowadzili 13:6. O takim rezultacie decydowały głównie błędy w grze ofensywnej naszego zespołu. Większość akcji nie kończyła się rzutami, jak dzień wcześniej gubiliśmy piłkę w najprostszych sytuacjach. Efektem była miażdżąca przewaga Islandii, która do przerwy prowadziła 18:10.

Reklama

Czytaj dalej >>>



Po raz kolejny okazało się jednak, że drużyna Wenty potrafi czynić cuda, a szczególnie jeden zawodnik – Sławomir Szmal, który został wybrany najlepszym bramkarzem mistrzostw Europy. Na początku drugiej części meczu Szmal bronił genialnie. Islandczycy byli równie nieskuteczni, jak my na początku – przez 12 minut gry pokonali Szmala tylko dwa razy. My powoli odrabialiśmy straty – rzuciliśmy sześć goli z rzędu! W 42. min było już tylko 20:18 dla naszych przeciwników. Niestety na wiele więcej nie było nas wczoraj stać, choć przy stanie 25:26 była jeszcze nadzieja, że w cztery minuty odrobimy stratę. W tym momencie jak w transie zaczął jednak bronić bramkarz rywali – Bjoergvin Gustavsson. Po błędach w ataku Michała Jureckiego, Bartłomieja Jaszki i Tomasza Tłuczyńskiego Islandczycy odzyskali przewagę, wygrali 29:26 (18:10) i wrócili z Wiednia z brązowymi medalami. Na szczęście w drugiej części tego meczu, którą na pocieszenie wygraliśmy 16:11, nasza drużyna pokazała, że nadal możemy na nią liczyć nawet w najtrudniejszych momentach. A czwarte miejsce też trzeba uznać za sukces, bo lepszego w historii mistrzostw Europy jeszcze nie uzyskaliśmy.

Reklama

– Mecz trwa 60 minut, to nie tylko druga czy pierwsza połowa – emocjonował się po meczu Wenta. – Islandia w pierwszej części nie kalkulowała, nie myślała o stawce spotkania. Nam na boisku nie wychodziło to, co sobie zakładaliśmy. Mieliśmy sporo niepotrzebnych kar. Graliśmy statycznie, środek nie funkcjonował. Gdy odszedł strach, gdy nie było już presji po pierwszej części gry, nagle okazało się, że drzwi do zwycięstwa były otwarte. Chłopcy mimo wszystko dobrze się zaprezentowali na turnieju. Pokazali charakter. Jakby nie patrzeć czwarte miejsce, to najlepszy wynik na mistrzostwach Europy w historii. W sporcie jednak nie o to chodzi do końca, czwarte miejsce najbardziej boli – przyznał polski trener.

Nasi szczypiorniści z Austrii wracają do Warszawy dziś o godz. 11.25. Cztery godziny później w Pałacu Prezydenckim przyjmie ich Lech Kaczyński.

Polska – Islandia 26:29 (10:18)

Polska: Szmal, Wyszomirski – B. Jurecki 4, M. Jurecki 4, Tłuczyński 4, K.Lijewski 3, Jachlewski 3, Kuchczyński 2, Jaszka 2, Rosiński 2, Jurasik 1, M. Lijewski 1, Bielecki 0, Siódmiak 0, Żółtak 0, Jurkiewicz 0.