Czwarte miejsce podczas mistrzostw Europy to duży sukces?
BOGDAN WENTA: Naturalnie apetyty były znacznie większe. Ale jest, jak jest. Mamy historyczny wynik, a na medale trzeba będzie jeszcze poczekać. Mamy jednak przed sobą spokojną wiosnę. A szczególnie lipiec i czerwiec, gdzie nie musimy się znowu bić o awans do mundialu. Wstępnie jesteśmy umówieni na mecze sparingowe z Francją i Islandią w Polsce. Możliwe, że dołączy także czwarty zespół. Dla nas to też będzie ciekawe doświadczenie, wykorzystanie tego, że nie musimy grać w tych play-offach, ale spokojnie przygotowywać się do kolejnej imprezy, jaką będą eliminacje mistrzostw Europy rozgrywane systemem grupowym jak w piłce nożnej.

Reklama

Można było osiągnąć więcej? Wciąż się mówi, że gdyby nie decyzje sędziów z Norwegii z meczu półfinałowego z Chorwacją, wracalibyście z medalami.
Smutne jest to, że nawet jak już jesteś w tej światowej czołówce, to czasem ktoś inny decyduje o twoim być albo nie być. Ale tak bywa sporcie, szczególnie w naszym, gdy ułamek sekundy jest wstanie zniweczyć cały twój plan, cały twój wysiłek. Trudno jest wtedy wziąć ludzi w garść i kazać im grać. Przecież my się doskonale znamy, pewnych rzeczy w ogóle nie musimy sobie tłumaczyć, wiem, że jeden gra ze złamanym palcem, drugi z kostką, która jest punktowana. A mimo to nie patrzy na to, bo chce dla swojego kraju zrobić jak najwięcej. Niestety ktoś inny widzi to inaczej, a to bardzo boli.

Czy dlatego zdecydował się pan na wniesienie oficjalnego protestu do władz federacji europejskiej EHF?
To nie było protest, ale mój list, moja opinia. Zaznaczyłem także, aby nie było żadnych podtekstów, że robi to człowiek o nazwisku Bogdan Wenta, a nie polski związek. Bez przerwy zadaję sobie pytanie, w jakim kierunku zmierza ta nasza dyscyplina, że podczas takiej imprezy jak mistrzostwa Europy nie uznaje się poprawnie zdobytej bramki mimo możliwości powtórki, że utrudnia się zawodnikowi przeprowadzenie rozgrzewki. Na ten temat przez cały czas się rozmawia, ale tylko w kuluarach. Sami ludzie w EHF widzą, że coś jest nie tak, ale wciąż nie mówi się o tym otwarcie. Człowiek nie jest maszyną i ma prawo popełniać błędy, o czym sam wiem doskonale, bo popełniam ich bardzo dużo. Ale w niedzielę francuscy sędziowie potrafili do mnie podejść i powiedzieć: Słuchaj stary, jak widziałem, że tam było nie tak, że popełniono błąd. My też sprawdzaliśmy, przewijaliśmy wciąż tę samą sytuację i doszliśmy do wniosku, że trzeba coś z tym zrobić. Bo martwi mnie, ze zmiany w EHF zmierzają w bardzo złym kierunku.

A może pan się zbyt pospieszył z krytykowaniem federacji?
Oświadczenie wydałem dzień po meczu z Chorwacją. A decyzję podjąłem zaraz po spotkaniu. Na rozważenie ewentualnych za i przeciw miałem całą noc. Nie mam wątpliwości, że postąpiłem słusznie, bo o pewnych rzeczach trzeba zacząć poważnie rozmawiać, a nie zamiatać je pod dywan.

A kiedy mistrzostwa Europy rozegrane zostaną w Polsce?
Cieszę się, że ten temat ciągle jest podejmowany. Ale jest to pytanie do prezesów związku, a nie do mnie. Uważam jednak, że Polska byłaby w stanie zorganizować taką imprezę. Mamy hale, jest Łódź, Bydgoszcz, Katowice, Wrocław. Mamy tego pod dostatkiem. Jedynie szkoda, że w Warszawie nie ma takiego obiektu. No i mamy najlepszych na świecie kibiców. Jakie było zaskoczenie władz międzynarodowych na turnieju w Austrii, gdy zobaczyli, że mimo porażki Niemców z nami na trybunach wcale nie było pustek. Wręcz przeciwnie z każdym meczem przybywało coraz więcej biało-czerwonych flag. To było naprawdę fajne. Widać też, że ludzie w Polsce w ogóle są zainteresowani sportem, lubią go oglądać. To było widać po meczach siatkówki czy koszykówki, abstrahując od wyników. Sądzę, że władze międzynarodowe wszystkie te czynniki biorą pod uwagę, przy wyznaczaniu organizatora takich imprez. A przecież do organizacji podobnych imprez właśnie tego potrzeba, ludzi, którzy będą chcieli przyjść.