"Dostaliśmy materiał opracowany przez Austriaków. Oni w zeszłym roku próbowali testować podobne zapięcia i mówili, że różnica jest wielka" - skomentował Małysz.
Na czym ona polega? "Narty w powietrzu układają się bardziej płasko i wiatr pod nie wieje, co daje straszny opór powietrza. Jeśli lecimy stylem V i wykręcamy narty, to powietrze przechodzi bokiem, a w przypadku tych wiązań opór staje się większy" - tłumaczył Małysz.
Austriacy, którzy w Whistler rozpętali prawdziwą burzę, w zeszłym roku także testowali ten sam sprzęt. "Bali się jednak i tych zapięć w końcu nie wzięli. Na mamuciej skoczni byłoby to ekstremalne. Ten opór byłby tak duży, że nogi mogłyby tego nie wytrzymać" - dodał Małysz.
"Orzeł z Wisły" nie chce jednak krytykować Ammanna za takie posunięcie. "Zrobił po prostu krok do przodu. Nawet jeśli te wiązania nic nie pomagają, to psychicznie niektórych rywali wykończył. Niektórzy cały czas o tym mówią i zastanawiają się, czemu akurat jemu na taki sprzęt pozwolono, a innym nie. Tak też nie jest do końca" - ocenił.
Małysz uważa, że problem polega na Austriakach. "Gdyby oni taką nowinkę wyciągnęli, to nic by nie było. Dlatego jednak, że ktoś inny na to wpadł, to oni zrobili z tego tyle szumu" - powiedział.
A jak do tego podchodzą sami skoczkowie? "Śmiejemy się z tego. Przecież teraz wszyscy tylko pokazują wiązania Simona. Wszystkie stacje telewizyjne. Ammann też się z tego śmieje, bo przecież doskonale wie, że nikt nie jest w stanie mu niczego zrobić" - dodał.
Konkurs na dużej skoczni olimpijskiej w Whistler zaplanowano na godz. 20.30 czasu polskiego. Wystąpi w nim czterech Polaków. Oprócz Małysza - Stefan Hula, Kamil Stoch i Krzysztof Miętus.