Tanevski po jednym z treningów narzekał na ból uda. Uraz okazał się na tyle poważny, że wyeliminował obrońcę z ligowego meczu Lecha z Ruchem Chorzów. Stan jego zdrowia pogorszył się jednak przez nieuwagę samego zawodnika. Zbyt długo przykładał lód do chorego miejsca, co spowodowało odmrożenie. "Istaniała obawa, że może nie zagrać nawet do końca sezonu. Zlatko był u dermatologa i wkrótce ponownie uda się do specjalisty. Wówczas będzie wiadomo, jak goi się jego skóra. Być może do treningów wróci w ciągu dwóch tygodni" - tłumaczy Tomasz Piontek, klubowy lekarz Kolejorza.
Choć uraz Macedończyka jest nietypowy, to na Franciszku Smudzie nie zrobił wielkiego wrażenia. "Gdy pracowałem w Wiśle Kraków przyszedł do mnie jeden z piłkarzy i mówi mi, że jak się obudził, to zleciał z łóżka i go noga boli. Gdy mi to tłumaczył, to myślałem, że ja też zlecę, ale z krzesła i ze śmiechu" - żartuje trener Lecha.
Franz dodaje jednak, że nie zdarzyło mu się w karierze, aby w jednym sezonie aż tylu piłkarzy mogło być kontuzjowanych. W Kolejorzu z różnych przyczyn urazy leczyło już 12 zawodników. "Zastanawiam się nad wpuszczeniem do szatni jakiegoś magika, żeby coś z tym zrobił, bo już sam nie wiem, co o tym wszystkich myśleć" - przyznaje Franz.
Przypadek Tanevskiego nie jest pierwszą dziwną kontuzją w Lechu. We wrześniu bark złamał Maciej Scherfchen, który w ogródku poślizgnął się, niosąc drewno do kominka. Jego przerwa w treningach trwała trzy miesiące. "Ja już nic nie poradzę na to, że jeden sobie nogę odmraża, a drugi potyka się i upada" - mówi Smuda.
Trener poznaniaków liczy jednak, że limit nieszczęśliwych wypadków już się wyczerpał. Gdy w Lechu kontuzjowani byli niemal wszyscy obrońcy, szkoleniowiec wypalił śmiertelnie poważnie, że zaczyna grać samymi napastnikami, bo może chociaż ich los będzie oszczędzać.