Na zjeździe miała zostać przyjęta uchwała antykorupcyjna, która jasno miała określać zasady karania klubów za udział w aferze korupcyjnej i kształt ligi w najbliższych sezonach. Sprawa była pilna, bo do zakończenia obecnych rozgrywek został tylko miesiąc, a nie wiadomo, kto spada, a kto awansuje. Tymczasem, zamiast rozstrzygnąć palące kwestie na niedzielnym zjeździe, działacze PZPN z Listkiewiczem na czele postanowili, że zajmą się tym dopiero w maju, czyli po... zakończeniu sezonu! Rozgrywki się skończą, a PZPN dopiero wtedy będzie ustalał zasady, według których przez cały rok grali piłkarze. To ewenement na skalę światową!
Wielu nie kryło irytacji "efektami" zjazdu antykorupcyjnego. "Zebraliśmy się, żeby podyskutować nad dokumentem dotyczącym walki z korupcją w naszym futbolu. To ja się pytam, gdzie jest ten dokument? Jak nie ma, to znaczy, że nie było nad czym dyskutować" - nie krył swojego oburzenia Zbigniew Boniek.
Listkiewicz ściemniał, że przyspiesza dymisję swoją i całego zarządu PZPN w trosce o dobro polskiego futbolu. I że do PZPN w ramach wrześniowych wyborów wejdą zupełnie nowi ludzie. To kpiny, bo przecież wiadomo, że we wrześniu nowe władze będą wybierać ci sami ludzie, którzy działali w PZPN dotychczas. I znowu wybiorą swoich.
Do 14 września zostało jeszcze dużo czasu, a przecież prezes Listkiewicz znany jest z tego, że na temat swojego kandydowania w kolejnych wyborach często zmienia zdanie. Niewykluczone więc, że i tym razem tak się stanie i obecny szef PZPN zapomni o swoich niedzielnych deklaracjach. Szczególnie, jeśli na Euro 2008 nasza reprezentacja odniesie sukces, "Listkowi" trudno będzie się rozstać z fotelem prezesa związku. A jego poplecznicy szybko odtrąbią, że dobry występ na mistrzostwach Europy to wcale nie zasługa Leo Beenhakkera i jego piłkarzy, tylko właśnie Listkiewicza. I poproszą, żeby łaskawie zgodził się zostać w "futbolowej rodzinie" na jeszcze jedną kadencję.