DZIENNIK: Widział pan zwycięstwa naszych olimpijczyków?

Andrzej Gołota: Nie, bo Amerykanie okazują tylko swoich. Ila mamy złotych medali?

Trzy. Pierwszy zdobył kulomiot...

...Komar?

Reklama

Nie, ale wygląda podobnie. Też ma brodę i jest wielki. Majewski się nazywa. Drugi złoty medal zdobyli wioślarze w czwórce.

Reklama

Dla mnie to są kozacy. Wygrać w takim ciężkim sporcie to bajer. A ten trzeci mistrz to kto?

Gimnastyk Blanik. Posmarował stół miodem i skoczył najlepiej...

...Smarował? Po co? Żeby pszczoły do lepu przyleciały. Dziwny sport. Tu w telewizji pokazują pływanie, lekkoatletykę i koszykówkę.

No i chyba baseball?

Też, ale to nie sport. Podobnie jak ten cały boks amatorski. Wygrałbym z nimi jedną ręką. Drugą przywiązałbym z tyłu i na jednej nodze bym skakał.

To co się panu podoba w Pekinie?

Reklama

Najbardziej to Phelps. Ten gość wszystko robi idealnie. Urodzony jest do pływania. Ma super technikę. Amerykanie za nim szaleją.

No ale też chyba oglądają koszykówkę?

To też. Amerykanie podeszli poważnie do tych zawodów. Wysłali gwiazdy i wygrają. Sam się dziwię, jak udało się namówić tych milionerów na igrzyska. Chyba w ramach rekreacji polecieli, albo ktoś im wszedł na honor. Wiadomo, amerykańska flaga, jesteśmy najlepsi i tak dalej.

Ale generalnie to Chińczycy leją Amerykanów w Pekinie...

...Tu telewizja pokazuje tak, że USA ma najwięcej medali i to jest najważniejsze. Tylko sukcesy swoich pokazują i można pomyśleć, że nikt inny nie wygrywa. I jeszcze pokazują jaka Rosja jest słaba.

Niedługo pana powinniśmy zobaczyć w Chinach. Podobno szykuje się walka Gołota-Briggs w Szanghaju?

Też tak słyszałem? Ale na cholerę mi te Chiny? Leci się dwa dni. Szkoda czasu.

No ale chyba Don King odpowiednio zapłaci za taką walkę?

„Dziadek”? Więcej mówi niż płaci.

To co z tymi Chinami?

Coś tam „Dziadek” rzucił, lecę do niego w niedzielę, to wszystko się wyjaśni. Najpierw jednak powalczę w Polsce. Zacząłem już sparingi. Za miesiąc będę w kraju.

Z kim ta walka?

Nie wiem jeszcze. Na razie sparuję z takim małym Murzynem. Wygląda jak Tyson, ale bije słabiej. Mówią na niego Terry.

Kiedy więc powalczy pan o mistrzostwo świata?

Spokojnie. Najpierw przylecę do Polski. Chyba do Wrocławia. Miesiąc później mam bić się w Chinach. No i po tych walkach „Dziadek” ma mi zorganizować pojedynek o jakiś pas. Muszę go wreszcie zdobyć.