Mariusz Jop:
Czujemy się tak, jakby ktoś nas okradł w biały dzień. Sędzia najpierw powtórzył rzut wolny, potem podyktował rzut karny. Za takie sytuacje jak ta nie dyktuje się jedenastek. W pierwszej połowie przeciwnicy byli lepsi, mieli kilka sytuacji. My jednak mieliśmy takiego zawodnika, jak Artur Boruc. Bronił świetnie i szkoda, że nie udało się dowieźć dobrego wyniku do końca. Po przerwie kontrolowaliśmy sytuację. Sytuacja w grupie bardzo się skomplikowała po dzisiejszych meczach, ale postaramy się zagrać z Chorwacją o trzy punkty.
Roger Guerreiro:
Remisem z Austrią praktycznie straciliśmy szanse na awans do ćwierćfinału.
Nie zgadzam się z tym. Gdybyśmy pokonali Austrię, bylibyśmy w znacznie lepszej sytuacji przed meczem z Chorwacją. Nie przekreślajcie nas, bo jak sami widzieliście, różne cuda mogą się wydarzyć. Musimy przyłożyć się do ostatniego spotkania, zagrać najlepiej jak potrafimy i liczyć na trochę szczęścia, bo przecież nasz kolejny rywal to znakomity zespół. I żeby w ogóle myśleć o awansie, musimy ich najpierw pokonać. Trzeba wstać i myśleć pozytywnie.
Gola zadedykował pan oczywiście nieżyjącemu już ojcu?
Tak. Wiele razy mówiłem, że każdą bramkę, będę jemu dedykować. Był moim najwierniejszym kibicem i najwspanialszym ojcem na świecie. To wspaniałe uczucie, strzelić gola dla reprezentacji Polski. Pamiętam oczywiście też o mamie Lucii i siostrze Cibele, które w Brazylii oglądały naturalnie nasz mecz z Austrią. Szkoda, że nie mogły się cieszyć z naszej wygranej.
Został pan wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania. Spodziewał się pan tego?
Wiadomo, że nie. To oczywiście miłe wyróżnienie, ale tak naprawdę zasłużyła na nie cała drużyna. Jestem członkiem tego zespołu i walczymy razem, więc takie nagrody są jakby wspólne. Aczkolwiek marnym pocieszeniem, po tym, co się stało w doliczonym czasie. Wolałbym oddać ten okazały puchar, a otrzymać w zamian trzy punkty za mecz z Austrią. Bo one były najważniejsze.
Przed meczem śpiewał pan hymn. Dobrze panu szło. Strzelając gola, stał się pan ostatecznie Polakiem?
Zawsze mówiłem, że gra w reprezentacji Polski będzie dla mnie wielkim honorem. A co do hymnu ? wiele razy mówiłem już "Przeglądowi Sportowemu", że ćwiczę i nieźle mi idzie.
Roman Kosecki:
Sędzia zachował się skandalicznie Cholera, cholera, cholera! Zwycięstwo było tak blisko, nie mogę przeboleć, że się nie udało. Oglądałem to spotkanie na żywo w Wiedniu i choć rozmawiamy 40 minut po ostatnim gwizdku, to aż kipię od emocji. Jestem wściekły na angielskiego sędziego. Takich karnych się nie gwiżdże! Przy każdym rzucie rożnym dochodzi do podobnych sytuacji, co tutaj. Sądzę, że Howard Webb po prostu zaplanował sobie, że w końcówce pomoże gospodarzom. Zachował się skandalicznie. Jednym gwizdkiem odebrał nam marzenia. To straszne. Uważam, że tego człowieka powinno się zdyskwalifikować. Jest mi przykro, tym bardziej, że zagraliśmy niezły mecz. Owszem, pierwsze pół godziny było cieniutkie, ale potem się rozkręciliśmy. Zasłużyliśmy na wygraną. Teraz liczę, że zawzięci Austriacy pokonają rozbitych nieco po porażce z Chorwacją Niemców. Nie miałbym za to nadziei, że piłkarze z Bałkanów, którzy mają już awans w kieszeni, nam odpuszczą. Rezerwowi Slavena Bilicia zrobią wszystko, żeby pokazać się selekcjonerowi z dobrej strony. Mimo to jesteśmy w stanie ich pokonać i awansować do ćwierćfinału
Wojciech Łazarek:
Jest mi smutno, czuję wielki żal. Naprawdę bardzo przeżywałem ten mecz, jak chyba wszyscy nasi rodacy. Szczerze mówiąc nawet nie interesuje mnie tak bardzo, czy był ten karny czy nie. Na poziomie reprezentacyjnym, na tak ważnej imprezie, w końcowych minutach meczu nie wolno dać się sprowokować. Pod żadnym pozorem! A Austriacy wyraźnie robili wszystko, by sędzia wskazał na wapno. Już ta poprzednia sytuacja dawała do myślenia, gdy Jacek Bąk mało nie przyłożył rywalowi, który na co dzień gra w drugiej ligi norweskiej. W pierwszych 30 minutach Austriacy imponowali mi dynamiką i grą skrzydłami, a my pogubiliśmy się w swoich strefach i byliśmy bezradni na środku pola. Najsłabszy zespół tego turnieju wchodził w naszą obronę niczym swego czasu Niemcy w defensywę Arabii Saudyjskiej. Jednak to my pokazaliśmy nasz znak firmowy z eliminacji: piękną, inteligentną kontrę, z którą grająca przez cały mecz bardzo topornie austriacka obrona nie była sobie w stanie poradzić. A po przerwie zagraliśmy optymalną piłkę, taką na miarę naszych możliwości. Artystami piłki to my nie jesteśmy i długo nie będziemy. Może z wyjątkiem Rogera. Wiem, że to smutna prawda, ale trzeba ją zaakceptować. Jednak wierzmy wciąż w awans. Nadzieja umiera ostatnia.