Trudno jednoznacznie ocenić mecze w Chinach ekipy Raula Lozano. Z takimi rywalami, jak młody zespół gospodarzy igrzysk, wypada wygrywać, ale na ich terenie bywa to bardzo trudne. Polacy przekonali się o tym zwłaszcza w piątek, gdy seryjnie popełniali błędy w przyjęciu zagrywki i ataku, przegrywając 1:3. W spotkaniu tym niegroźnie wyglądającej kontuzji mięśni grzbietu doznał Piotr Gruszka, którego zmienić musiał Bartosz Kurek.

W niedzielę kapitan cały mecz spędził na ławce i mógł być zadowolony z postawy kolegów. Nasi podjęli walkę z Chińczykami i wreszcie, po siedmiu kolejnych przegranych przez ostatnie dziesięć miesięcy tie-breakach, rozstrzygnęli decydującą partię na swoją korzyść. Największa w tym zasługa Mariusza Wlazłego, który dołączył do kolegów we wtorek. Początkowo w Chinach miał nie grać, a powoli wracać do rytmu meczowego po dwutygodniowym urlopie, ale kontuzja Gruszki i dobra dyspozycja sprawiły, że Raul Lozano wpuścił go na dłużej na parkiet. Czwartego seta Wlazły zaczął już w pierwszej szóstce i poprowadził reprezentację do zwycięstwa. W krótkim czasie zdobył aż 20 punktów, w tym ostatni w wygranym 15:12 tie-break'u. Świetnie zagrywał i blokował, zdobywając w ten sposób po trzy punkty. Znów potwierdził, że w kadrze jest nie do zastąpienia.

"Ten drugi mecz był dla nas bardzo ważny. Nasza gra staje się coraz bardziej poukładana. W drużynie wciąż jest jednak wiele słabości, nadal mamy długą drogę do pokonania" - powiedział Raul Lozano, zwracając uwagę na konieczność poprawy zagrywki.

Jedno zwycięstwo w Chinach to plan minimum, by spokojnie czekać na kolejne dwa spotkania w Japonii (w poniedziałek Polacy lecą do Tokio), a potem na wszystkich trzech rywali w Polsce. Na razie sensacyjnym liderem grupy D Ligi Światowej jest Egipt, który dwa razy pokonał Japonię. Dla tej drużyny tegoroczna edycja imprezy jest jednak szansą powalczenia z najlepszymi, bardziej skupionymi na igrzyskach. Drużyna z Afryki tam już niespodzianki raczej nie sprawi.





Reklama