W pierwszych spotkaniach nowego sezonu ligi greckiej próżno było szukać pana w wyjściowym składzie Larissy. Co się stało?
Wszystko przez kontuzję. Miałem bliznę na jednym z mięśni, z czasem powstała z tego bruzda i konieczna była rehabilitacja. W ostatnim spotkaniu zagrałem. Trener wpuścił mnie na boisko w 70. min, chociaż byłem temu trochę przeciwny, bo do normalnych treningów wróciłem raptem dwa dni wcześniej. Uraz nie wpłynął na mnie pozytywnie, ale wystarczy mi jeszcze dzień lub dwa i będę gotowy do gry przez 90 min. W ten weekend gramy na wyjeździe z Panserraikosem i sądzę, że znajdę się w wyjściowej jedenastce.
W letnim okienku transferowym kadra Larissy bardzo się zmieniła?
Wzmocnił nas m.in. były piłkarz Newcastle United Norberto Solano. Ma 34 lata, ale potrafi dograć dobrą piłkę i będziemy mieć z niego wiele pożytku. Do klubu przyszedł także Francuz Laurent Robert, który również będzie naszym dużym wzmocnieniem. Z drugiej strony do Panathinaikosu odszedł Brazylijczyk Cleyton, PAOK Saloniki kupił Kameruńczyka Bakayoko, a Metin z Fenerbahce był tylko wypożyczony i wrócił do Turcji.
Jak na drużynę, która aspiruje do gry w europejskich pucharach, początek rozgrywek nie był w waszym wykonaniu najlepszy.
To prawda, szczególnie szkoda porażki ze Skodą Xanthi, tym bardziej, że przytrafiła się nam na własnym boisku. Mieliśmy w tym spotkaniu mnóstwo sytuacji, a rywale załatwili nas po stałym fragmencie gry.
Od czerwcowych mistrzostw Europy prawie w ogóle nie udziela się pan w mediach. Celowo unika pan dziennikarzy?
Telefon czasem dzwoni, ale sam pan wie, że mam w życiu takie okresy, kiedy wolę być z dala od medialnego zgiełku. W Grecji czas mija sielankowo, tylko pogoda ostatnio się popsuła i ciągle pada (śmiech).
Porozmawiajmy o reprezentacji. Był pan zaskoczony, że Leo Beenhakker nie powołał pana na towarzyskie spotkanie z Ukrainą i wrześniowe mecze w eliminacjach do mistrzostw Europy?
Szczerze? Każdy ma swoje koncepcje ale poczułem się trochę dziwnie. Nie chodzi nawet o to, że byłem kapitanem tej reprezentacji, ale przez kilka lat regularnie występowałem w kadrze. Teraz to wszystko nagle zostało przecięte. Co jednak mam z tym zrobić? Takie jest życie i pozostaje mi skupić się na występach w klubie.
Kiedy po raz ostatni raz rozmawiał pan z selekcjonerem?
Przed meczem z Ukrainą. Trochę mnie zdziwiło, że przed meczami ze Słowenią i San Marino nikt ze sztabu nie zadzwonił do mnie i nie zapytał, jak się czuję. Nikomu nie każę się tłumaczyć, ale wypadałoby się odezwać i powiedzieć: słuchaj Maciek, nie bierzemy cię.
Nowym kapitanem kadry Beenhakker mianował Michała Żewłakowa. Utrata opaski była dla pana ciosem?
Nie odbieram tego w ten sposób. Kiedy rozpoczynały się eliminacje do mistrzostw Europy, Leo powiedział, że będę kapitanem, ale dotyczyło to tylko eliminacji i późniejszego turnieju. Skoro jasno sprecyzowany okres dobiegł końca, trener miał prawo wybrać nowego kapitana.
Michał Żewłakow to odpowiedni kandydat do pełnienia tej funkcji?
Myślę, że tak. Jest doświadczonym zawodnikiem, a poza tym, ma taki charakter, że w szatni z pewnością dobrze wywiązuje się ze swoich zadań.
Podobała się panu gra kolegów w meczach ze Słowenią i San Marino?
Będąc w Grecji nie miałem jak obejrzeć tych spotkań. Zdobyliśmy cztery punkty, choć przypuszczam, że plan zakładał, że po dwóch kolejkach będziemy mieć ich sześć. Szkoda szczególnie meczu we Wrocławiu, bo gdybyśmy go wygrali, klimat wokół kadry byłby z pewnością lepszy. Teraz gramy z Czechami i Słowacją i te dwa mecze będą mieć olbrzymi wpływ na naszą sytuację w grupie. Fajnie byłoby więc zdobyć w nich komplet punktów.
Na atmosferę w reprezentacji pozytywnie na pewno nie wpłynął wyskok kilku piłkarzy, którzy po meczu z Ukrainą urządzili sobie mała imprezę.
Słyszałem o tej historii, ale nie chcę się wypowiadać na ten temat, bo nie wiem dokładnie, co wydarzyło się we Lwowie. Cała sytuacja budzi duży niesmak i nawet jeśli do czegoś takiego doszło, taka informacja nie powinna jednak wychodzić poza drużynę i sztab szkoleniowy.
Kiedy pan grał w reprezentacji podobne historie się zdarzały?
Nie przypominam sobie.
Po nieudanych mistrzostwach Europy przestał być pan powoływany do drużyny narodowej. Czuje się pan kozłem ofiarnym?
Bez przesady. Trener wprowadza do zespołu świeżą krew, a ja i tak ostatnio nie mogłem być brany pod uwagę z powodu kontuzji. Nie rezygnuję, nie stroję żadnych fochów i jeśli Beenhakker będzie chciał mnie powołać, to zapewniam, że jestem gotowy do gry w reprezentacji. Wiem, że latka mi lecą, a selekcjoner szuka raczej młodych zawodników, którzy mogliby grać w kadrze. Jeśli w barwach Larissy pokażę się jednak z dobrej strony, to wierzę, że przypomnę o sobie Holendrowi.