Mecz z Norwegami rodzina Siódmiaków oglądała w swoim mieszkaniu. "Strasznie się denerwowałam. Byłam jednak dobrej myśli i do końca wiedziałam, że wygramy. Gdy Artur rzucił decydującą bramkę oszalałam ze szczęścia. Szkoda tylko, że przez niego nie mogłam zasnąć" - śmieje się pani Halina. "Nie tylko Ty miałaś kłopoty ze snem. Ja ciągle myślałem, co by było, gdyby nie trafił. Prasa nie pozostawiłaby pewnie na nim suchej nitki" - żartuje brat naszego reprezentanta, Tomasz.

Reklama

Państwo Siódmiakowie z dumą opowiadają o Arturze. "Od najmłodszych lat postawił sobie cel, do którego konsekwentnie dążył. Rozmawiałam z nim od razu po meczu. Przyznał wzruszony, że na takiego gola czekał całe życie. Mówił, że warto było trenować tyle lat, by przeżyć taką chwilę" - opowiada pani Halina DZIENNIKOWI. Zdradza także, że mimo swojej postury bohater polskiej ekipy był zawsze grzecznym i spokojnym dzieckiem, który nigdy nie zaniedbywał nauki. "Jest naszym najstarszym synem i miał za zadanie opiekować się młodszym rodzeństwem" - mówi mama reprezentanta Polski. Ze swojej roli wywiązywał się znakomicie. "Wiadomo, że czasem były małe bójki w pokoju, ale zawsze trzymaliśmy się razem" - opowiada kolejny z rodzeństwa Artura - Marcin Siódmiak, który występuje w Nielbie Wągrowiec.

>>>Polacy świętowali przy jednym piwku

Choć sam jest sportowcem, mecz przeżywał jak każdy kibic w Polsce. Przyznaje także, że rzut Artura w ostatnich sekundach był niezwykle trudny. Tym większe brawa należą się naszemu szczypiorniście. "Nawet na treningach nie zawsze w takiej sytuacji piłka wpada do bramki. Na szczęście wyszedł mu chyba rzut życia" - cieszy się młodszy brat kołowego reprezentacji.

Rodzice naszego zawodnika już nie mogą doczekać się półfinałowego meczu z Chorwacją. "Nie będzie łatwo, ale wierzę, że nie tylko pokonamy gospodarzy, ale zdobędziemy też mistrzostwo" - dodaje mama Artura, która mocno przeżywa każdy występ swojego syna. "Muszę się przyznać, że na boisku widzę tylko jego. Chwilę z ostatnich sekund spotkania z Norwegią zapamiętam do końca życia" - mówi pani Halina.

Sam Artur po awansie przyznał rodzicom, że od początku mistrzostw wierzył w awans do półfinału. "Nawet, gdy zaczynaliśmy z zerowym dorobkiem punktowym rywalizację w drugiej fazie turnieju powiedział, żeby się o nic nie martwić. Taki jest właśnie Artur. Wieczny optymista, który nigdy się nie poddaje" - mówi uradowana mama. "Teraz czekamy na finał. Chcemy powitać Artura jako mistrza świata" - dodaje Marcin Siódmiak.

>>>Wulgarny opis sukcesów piłkarza ręcznego

Reklama

Nie mniej od rodziców z sukcesu Polaków i niesamowitego rzutu Artura Siódmiaka cieszył się Stanisław Gasiorek, człowiek, pod okiem którego obrotowy reprezentacji w Wągrowcu rozpoczynał karierę. "Pamiętam, gdy przyszedł na pierwszy trening. Wyróżniał się przede wszystkim dużą posturą. Od razu rzuciłem go na koło, żeby przepychał się z rywalami" - śmieje się pierwszy trener bohatera meczu z Norwegią.

Gąsiorek przyznaje, że Siódmiak był talentem czystej wody. "Ale to nie wszystko. Trzeba jeszcze ten dar poprzeć ciężką pracą. Artur wiedział jednak, co chce osiągnąć i konsekwentnie do tego dążył. Jestem z niego bardzo dumny. Zasłużył, aby znaleźć się w tym miejscu, w którym teraz jest" - opowiada były szkoleniowiec.

Trener wierzy, że sukcesy szczypiornistów wpłyną na jeszcze większe zainteresowanie tym sportem w naszym kraju. "Dzisiaj młodzi ludzie nie chcą albo boją się dać z siebie większy wysiłek na treningu. Mają inne rozrywki. Chciałbym, aby sukces naszego wychowanka przyczynił się do odejścia młodzieży od komputerów. Może choć część uwierzy, że w Wągrowcu też można rozpocząć wielką, międzynarodową karierę i być na ustach wszystkich kibiców" - kończy Stanisław Gąsiorek.