Landis uparcie twierdził, że francuskie laboratorium antydopingowe manipulowało jego próbkami.
Sprawa dopingu nie tylko zrujnowała samego kolarza, który wydał na adwokatów 2 miliony dolarów, ale odcisnęła piętno na Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), która aby odrzucić jego apelację wydała niewiele mniej - 1,3 mln dolarów, przy rocznym budżecie 25 mln dolarów.
Mimo zakończenia okresu dyskwalifikacji Landis nie może się cieszyć czystą kartą. Wciąż winny 100 tys. dolarów Amerykańskiej Agencji Antydopingowej (USADA), a jeśli tej sumy nie zapłaci, jego zawodowa licencja zostanie cofnięta.
Landis wraca więc do kolarstwa mocno pokiereszowany. Rozbiło się jego małżeństwo, odeszli sponsorzy, pogorszył się stan zdrowia. Wydał fortunę na protezę biodra, bez której nie mógłby nawet wsiąść na rower. "Tego, co przeżył Floyd, nie życzyłbym najgorszemu wrogowi" - podsumował jeden z jego przyjaciół startujących w Kalifornii, David Zabriskie.