Maria nie jest lubiana w świecie tenisistek. Gdy się na nią patrzy, łatwo zrozumieć dlaczego. Jest bardzo powściągliwa w reakcjach, świadoma swojej wartości, wręcz wyniosła. Na jedyne emocje pozwala sobie w czasie meczów. Przeważnie objawiają się słynnymi jęknięciami, które przetaczają się po całym obiekcie, rzadziej okrzykami, którymi słynna Masza mobilizuje się do lepszej gry.
Wczorajsza rywalka, Białorusinka Daria Kustowa, która w turnieju gra jako „lucky loser”, nie zmusiła jednak Rosjanki do wielkiego wysiłku. Szarapowa szybko objęła prowadzenie 4:0, ale potem przegrała dwa gemy i niektórzy liczyli na powtórkę z poniedziałku, kiedy po dobrym początku Marię nagle dopadł kryzys. Tym razem nic podobnego się nie wydarzyło.
Kolejne gemy wygrywała już faworytka. Publiczność rozgrzała tylko jedna emocjonująca wymiana, z której zwycięsko wyszła zresztą Kustowa. Poza tą akcją Białorusinka była niemal bezradna. Mecz skończył się wynikiem 6:2, 6:0 dla Szarapowej.
>>>Wszystkie Polki odpadły z Warsaw Open
Gwiazda, schodząc z kortu, otrzymała swoją porcję braw, w zamian rozesłała na cztery strony świata całusy, potem odbębniła obowiązkowy wywiad dla telewizji i zniknęła w szatni. "Wydaje mi się, że zrobiłam, co było trzeba, żeby zagrać w następnej rundzie" - podsumowała swój występ. "Do optymalnej formy sporo mi jeszcze brakuje, ale cieszę się samą grą. Nie śpieszę się, myślę, że z meczu na mecz będzie lepiej" - dodała.
Szarapowa gra w Warszawie z barkiem oklejonym plastrami. To ślad po kontuzji, która wyeliminowała ją z tenisa na dziewięć miesięcy. Plastry mają naciągać skórę, by zmniejszyć ewentualne dolegliwości. "Dziś było zupełnie dobrze, nie czułam bólu" -– cieszyła się po meczu rosyjska tenisistka.
Zgodnie z przywilejem gwiazd Masza spóźnia się na konferencję prasowe nawet po pół godziny. Kiedy już zasiada przed dziennikarzami, nadal jest niezwykle poważna. Wczoraj była całkowitym przeciwieństwem roześmianej i sympatycznej Caroline Wozniacki. Szarapowa uśmiechnęła się tylko raz, przy pytaniu o zwiedzanie Warszawy. "Czasami wychodzę coś zjeść, ale to na razie jedyna okazja, by zobaczyć miasto" - przyznała.
Organizatorzy nie narzekają na gwiazdorskie maniery słynnej tenisistki. "Tak jak inne tenisistki zamieszkała w hotelu Sheraton rekomendowanym przez organizatorów. Nie miała też żadnych specjalnych wymagań. W Warszawie towarzyszy jej tylko dwóch ochroniarzy" - zdradził Tomasz Wolfke, rzecznik prasowy turnieju.
W ćwierćfinale Rosjanka zmierzy się z pogromczynią Marty Domachowskiej, Ukrainką Aloną Bondarenko. To spotkanie może być ozdobą dzisiejszych gier na kortach Legii. "Cieszę się na ten mecz. Alona jest wymagającą rywalką. Jest bardzo dobra w defensywie, ale potrafi też czasem przyśpieszyć. Grałam z nią kilkukrotnie na innych nawierzchniach, w ubiegłym roku spotkałyśmy się na mączce i pamiętam, że to był trudny mecz" - mówiła Szarapowa.
W drugiej połówce turniejowej drabinki faworytką jest Daniela Hantuchova, która wyeliminowała Ulę Radwańską. Słowaczka na razie jednak nie myśli o finale i ewentualnej potyczce z Szarapową. "Najpierw muszę się tam zakwalifikować" - powiedziała Słowaczka.
Innych faworytek nie ma już w turnieju. Aleksandra Wozniak, Jelena Dokić i Cwetana Pironkowa odpadły w pierwszej rundzie, wczoraj z zawodami pożegnały się Włoszka Sara Errani i Amerykanka Bethanie Mattek-Sands. Największą niespodzianką jest jednak porażka najwyżej rozstawionej tenisistki Warsaw Open Chinki Jie Zheng. Turniejowa „trójka” (numery jeden i dwa zarezerwowane były dla Agnieszki Radwańskiej i Wozniacki) nie sprostała na bocznym korcie Czeszce Klarze Zakopalovej.