"Na pewno zapamiętam ten turniej. Wycinki z gazet powieszę sobie nad łóżkiem" - mówiła rozpromieniona Dulgheru po swoim sensacyjnym zwycięstwie nad Hantuchovą. "30 maja obchodzę urodziny i ten sukces jest dla mnie najlepszym prezentem" - dodała.
Ta historia przypomina bajkę o Kopciuszku. 19-letnia Alexandra Dulgheru jeszcze nigdy nie grała w tak dużym turnieju. Do tej pory występowała jedynie w imprezach rangi ITF Women's Circuit, z których jeden udało jej się wygrać (2005 r. w Bukareszcie). Zagrała też w kwalifikacjach turnieju WTA Tour w Estoril, ale odpadła w II rundzie.
Niewiele brakowało, a w Warszawie też by nie zagrała. "Miałam wielkie szczęście. Wracając z turnieju w Saint-Gaudens spóźniłam się na samolot. Uratował mnie deszcz, który opóźnił start" - mówiła.
Na kortach Legii musiała przebijać się przez kwalifikacje. W II rundzie stoczyła ciężki pojedynek z Polką Anną Korzeniak. "To był dla mnie trudniejszy mecz niż spotkanie z Hantuchovą. Bardzo bolało mnie ramię, aż trzy razy prosiłam o pomoc lekarską i poważnie zastanawiałam się, czy nie wycofać się z gry" - mówiła Dulgheru.
>>Szarapowa za burtą Warsaw Open
W Warszawie Rumunka już zarobiła więcej niż przez całą swoją karierę. Pierwszym tegoroczny turniej przyniósł jej wpływ w wysokości... 68 dolarów, w sumie uzbierała na korcie niespełna 49 tys., tymczasem za awans do finału Warsaw Open otrzyma 52,5 tys. "Jeszcze nawet nie myślałam, co zrobię z tymi pieniędzmi. To dla mnie bardzo duża kwota" - mówiła wyraźnie oszołomiona. "Najpierw wpłacę ją do banku, potem może skoczę na jakieś zakupy. Na pewno będę jednak chciała wykorzystać te pieniądze produktywnie, na wyjazdy na kolejne turnieje" - dodała.
Sukces Dulgheru jest całkowitym zaskoczeniem nawet dla niej samej. "Przyjeżdżając do Polski po prostu chciałam grać jak najlepiej w każdym kolejnym meczu" - mówiła. "Co czułam przed meczem z Hantuchovą? Wiedziałam, że ma ogromne doświadczenie i jestem bardzo zdziwiona, że wygrałam. Ale na ten mecz miałam swój plan. Chciałam grać wysokie piłki" - dodawała.
Plan wypalił w stu procentach. Pierwszą partię Rumunka wygrała 6:4. W drugiej grająca elegancko, ale popełniająca dużo błędów Hantuchova wybroniła się w tie-breaku, który wygrała do dwóch. Decydujący set był jednak popisem Dulgheru, która oddała zdenerwowanej Słowaczce zaledwie jednego gema. A przecież miała w nogach pięć meczów, o trzy więcej niż rywalka.
"Nie spodziewałam się tego, ale ona nie grała jak tenisistka zajmująca 201. miejsce w rankingu. Nie miała jednak nic do stracenia. W dzisiejszym tenisie poziom jest bardzo wysoki, każdy może wygrać z każdym" - próbowała się usprawiedliwiać Daniela. Zaraz potem jednak dodała: "Rywalka zasłużyła na wygraną. Najbardziej zaskoczyło mnie, że bardzo odważnie grała po linii. Ja natomiast dokonywałam złych wyborów i byłam coraz bardziej zdenerwowana".
W drugim z wczorajszych półfinałów Ukrainka Alona Bondarenko pokonała 6:2, 7:5 Anne Keothavong z Wielkiej Brytanii. Ten mecz nie miał takiej dramaturgii jak wcześniejszy. Bondarenko od początku wyraźnie przeważała. Przy stanie 5:1 w pierwszym secie trochę pokrzyżowała jej szyki pogoda. Nad Warszawą spadł deszcz, który po raz pierwszy podczas turnieju głównego spowodował przerwę w grze. Brytyjce bardzo się ona przydała, bo w drugim secie postawiła się rywalce znacznie mocniej. Przegrała jednak tę partię 5:7, wcześniej broniąc kilka piłek meczowych.
Finał będzie miał tylko jedną faworytkę - Bondarenko. Jeśli cokolwiek w tenisie jest przewidywalne, Dulgheru nie ma szans. Tak samo jednak wszyscy mówili przed meczem Rumunki z Hantuchovą.