Rafał Kazimierczak: Jest pan na siebie zły?
Tomasz Adamek: Nie. Widocznie tak miało być. Ja wierzę w przeznaczenie. Pogodziłem się z tą porażką.

Co było nie tak?
Jestem u lekarza. Mam problemy z nerkami, spuchły mi nogi. Zaczęło się dwa dni przed walką. Zbijałem wagę i coś poszło nie tak. Czekam na wyniki badań. Ciężko mi o tym mówić, bo ja nigdy w życiu nie szukałem usprawiedliwień i nie będę tego robił. Podkreślam: to nie jest wymówka. Wszedłem do ringu i tam przegrałem. Przegrałem, bo Chad był lepszy.

Obejrzał pan już tę walkę na taśmie?

Nie, ale i bez tego mogę powiedzieć, że nie byłem sobą. Pat English i menedżer Antonio Tarvera dzwonili i pytali, co się ze mną stało. Oni mnie znają i wiedzą, że coś musiało mi dolegać.

Tuż po walce nie rozmawiał pan nawet z ludźmi z własnego teamu. Sam poszedł pan do szatni. Pokłóciliście się?
Wtedy byłem zły, ale tylko na siebie. Przecież od drugiej rundy plułem po macie ringu, bo wiedziałem, że to nie jestem ja. Pierwsza runda, druga, a ja nie mogę boksować, zachowuję się jak... A, nie chcę używać brzydkich słów. Ale zaczynam rozumieć, co się stało.

Może był pan źle przygotowany?
Absurd. Przygotowany byłem bardzo dobrze, po treningach byłem z siebie zadowolony. Ale te nerki... Kondycyjnie wszystko było ok. Brakowało agresji, świeżości.

Nie radził pan sobie z tym, że Dawson jest mańkutem.

Jak można zadawać lewe proste, poprawiać prawym, kiedy nie ma szybkości? Nic nie mogłem zrobić.

Jakim trenerem jest Buddy McGirt?

Bardzo dobrym. Nie mam do niego pretensji. Obwinianie go za tę porażkę jest nie fair. Nie ma między nami żadnego konfliktu.

Macie problemy z porozumiewaniem się? Pan nie mówi płynnie po angielsku, on nie zna słowa po polsku.
Co za bzdura. To szukanie dziury w całym.

Rozumie pan McGirta, kiedy szybko krzyczy podczas krótkiej przerwy między rundami?

To nie jest problem. Na bokserskie rozmówki moja angielszczyzna wystarcza. Poza tym w ringu Buddy za dużo nie gada. Pyta, czy go rozumiem. W przerwach powtarzał, że nie mogę się cofać, muszę iść do przodu. Chciałem, ale nie dawałem rady.

McGirt krzyczał, że jeżeli nie ruszy pan do ataku, to przerwie walkę.
W 9. rundzie postanowiłem, że daję Dawsonowi poszaleć. Chciałem go zmęczyć, żeby w 10. rundzie zaatakować. Wiedziałem, że przegrywam. Liczyłem na to, że go trafię i wygram. Buddy nie wie jeszcze, ile ciosów mogę przyjąć, dlatego pytał Ziggiego, czy wytrzymam to, co działo się w 9. rundzie. I w przerwie powiedział, że albo atakuję, albo on to kończy.

W kontrakcie ma pan zapis, że możliwy jest rewanż z Dawsonem. Chciałby pan walczyć z nim jeszcze raz?

Nie wiem. Zastanowię się.

Bardzo pokrzyżowała panu plany ta porażka?
A skąd. Straciłem pas, ale w Ameryce nie liczy się to aż tak bardzo. Tam liczą się pieniądze. Może znowu będę walczył o mistrzostwo, jak nie WBC, to jakieś inne. A może zmierzę się z kimś znanym? Nic nie straciłem przez tę porażkę. I tak wrócę na szczyt. Pokażę, że jestem najlepszy.

Andrzej Gmitruk, pana były trener, oskarżył pana, że nie wypłacił mu pan zaległych pieniędzy.
To bzdura. Przecież Andrzej to mój przyjaciel. Dzisiaj rozmawiałem z nim dwa razy. Dogadamy się na każdy temat.

Znowu będzie pana trenerem?

Wszystko wskazuje na to, że będzie mnie trenował i Buddy, i Andrzej. Tak będzie najlepiej. Porozmawiam z obydwoma i ustalimy, jak ta współpraca mogłaby wyglądać.