Choć tak naprawdę to nie pokonał, bo Abrahams sam zrezygnował z walki. Rywal Proksy nie stanął do walki w trzeciej rundzie, bo odnowiła mu się kontuzja ramienia. Ale gdyby stanął, to i tak najpewniej nie wytrzymałby sześciu rund.

Proksa walczył jak w transie. W pierwszych dwóch rundach jego przewaga była wyraźna. Nie bił też na chybił trafił, tylko dokładnie celował w korpus. Po jednym z takich ciosów 42-letni rywal był liczony na początku drugiej rundy, a Proksa cały czas się rozkręcał.

Reklama