Czy jest pani zadowolona ze swojego pierwszego ćwiercfinału w wielkim szlemie?
Poniosłam porażkę, ale mimo to jestem szczęśliwa. Dotarłam wyżej niż zwykle i pokonałam dwie rozstawione zawodniczki z Rosji.

Daniela Hantuchova była trudniejszą rywalką?
Grałam z nią całkiem niedawno, chyba w zimie, i wtedy pokonałam ją w dwóch setach. Dzisiaj ona była lepsza, ja popełniłam kilka błędów. Miałam szanse, ale ich nie wykorzystałam. Może następnym razem się uda.

Reklama

Czy zdenerwowanie odegrało tu jakąś rolę?
Trochę stresowałam się przed meczem. Ale na kort wyszłam już bez nerwów. Przecież nie miałam nic do stracenia. Starałam się grać najlepiej, jak umiem, ale to nie był mój dzień.

A może przytłoczyła panią świadomość, że gra pani na Rod Laver Arena?
Grałam już na wielu kortach centralnych, chociażby na znacznie większym Artur Ashe Stadium w Nowym Jorku. W Melbourne moje mecze odbywały się na wszystkich trzech największych obiektach. Bardzo się cieszę, kiedy mam okazję do takiego występu. W przyszłym roku też chciałabym zagrać na centralnym korcie w Melbourne.

Jakie wnioski wyciągnie pani z tego przegranego spotkania?
Po pierwsze muszę starać się grać bardziej agresywnie, zwłaszcza kiedy rywalka prezentuje tak wysoki poziom. Daniela nie tylko doskonale serwowała, ale także świetnie returnowała, wykorzystywała mój serwis.

Zmuszała panią do gry z głębi kortu.
To prawda. Grała bardzo długie piłki na linię końcową. Bardzo trudno było mi sobie z nimi poradzić. Sama próbowałam wszystkiego, cały czas walczyłam i w pierwszym, i w drugim secie. W skali od jednego do 10 swoją grę oceniłabym na 7. Gemy ciągnęły się jak z gumy, były długie gry na przewagi, ale ostatni punkt przeważnie należał do niej.

Czy obejrzy pani nagranie tego meczu, żeby szczegółowo przeanalizować swoje błędy?
Nie potrzebuję tego. Wiem, co robiłam źle, wszystko dobrze pamiętam. To doświadczenie na pewno przyda mi się w kolejnych meczach.

Reklama

Jaką pozycję w rankingu chciałaby pani zajmować za rok?
Tę samą. Moim celem był awans do pierwszej 20 WTA i już prawie mi się to udało.

Dokąd wybiera się pani po wyjeździe z Australii?
Do Budapesztu, gdzie będę grała w Pucharze Federacji. Potem będzie Pattaya Open w Tajlandii - tam zagra także Urszula, bo dostałą dziką kartę do turnieju głównego. Następnie duże turnieje w Dubaju i Dausze. W sumie plan na ten sezon, który ułożyliśmy z ojcem, zawiera około 25 turniejów. Bardzo żałuję, że nie ma już w kalendarzu turnieju J&S Cup w Warszawie. Lubiłam grać w kraju.

Polacy nie będą już mogli oglądać wielkiego tenisa na żywo, więc teraz propagowanie tej dyscypliny spoczywa na pani barkach.
Bardzo chciałabym, żeby moje sukcesy zwiększyły popularność tenisa w Polsce. Na razie niestety nie jest to u nas zbyt ważny sport. W Polsce panuje szaleństwo na punkcie piłki nożnej mimo kiepskich wyników i udowodnionej korupcji w tej dyscyplinie. Dziwi mnie, że każda gazeta codziennie poświęca wiele stron na piłkę, a o innych sportach pisze skrótowo. Niestety mam niewiele czasu na reklamowanie tenisa. Musiałam tylko jeździć od telewizji do telewizji i godzinami udzielać wywiadów. A przecież kiedyś trzeba grać, trenować, wyjeżdżać. Mam też swoje prywatne sprawy.

Zagraniczne media stale podkreślają, że dopiero pół roku temu skończyła pani szkołę. Ma pani zamiar kontynuować edukację?
Na razie mam roczną przerwę. Ale nic mi nie ucieka, bo zaczęłam naukę w szkole rok wcześniej niż moi rówieśnicy. Media piszą o mojej maturze, bo to nie jest takie powszechne, że zawodowe tenisistki się uczą. Większość dziewczyn jeździ z turnieju na turniej i nie znajduje czasu na naukę. Uważam, że matura to mój wielki sukces. Naprawdę rzadko bywałam w szkole. Prosto z turnieju przyjechałam do Krakowa i zdawałam pięć egzaminów jeden po drugim. To chyba cud, że się udało.

Teraz przed panią kolejny egzamin - na prawo jazdy.
Już wiem, że nie zdążę tego robić w zaplanowanym terminie. Ale mam nadzieję, że uda mi się w tym roku.

W mediach publikowano pani zdjęcia w wesołym miasteczku. Lubi pani takie rozrywki?
Pewnie, nie boję się kręcić nawet na tych najwyższych karuzelach. Za to Ula zawsze czeka na dole.

Dobrze się pani czuje w Australii?
Podoba mi się tu, bo lubię wszystkie miejsca, gdzie jest ciepło i gdzie jest dostęp do morza, gdzie są plaże. Do tego upał w tym roku nam nie dokuczał. Turniej jak zwykle był świetnie zorganizowany. Jedynym niedociągnięciem było to, że zakwaterowali nas w hotelu, gdzie trwał remont. Codziennie od 7 rano ktoś niemiłosiernie hałasował młotem pneumatycznym. Wszystkie dziewczyny na to narzekały. A w Australii mam jeszcze nadzieję na fajne zakupy. Lubię przywozić sobie markowe ubrania z zagranicy, bo w Polsce przesadzają z cenami. Pamiątki z Australii kupiłam już przed rokiem. Mam bumerangi, pluszowe kangury i dużo innych rzeczy, które nawet nie wiem, do czego służą.

A nie chciałaby się pani tu osiedlić jak była tenisistka austriacka Barbara Schett z Austrii, która wyszła za mąż za australijskiego tenisistę?
Chyba nie. Z tenisistą ciężko byłoby mi wytrzymać. Komuś innemu ze mną też przy moim trybie życia. Dlatego na razie nie mam chłopaka.