W drodze z Australian Open na rozgrywki Pucharu Federacji Agnieszka Radwańska jeden dzień trenowała w Krakowie. Po którejś z dalekich podróży może się okazać, że nasza najlepsza tenisistka nie ma gdzie odbijać piłki w rodzinnym mieście. "Korty Nadwiślana są poważnie zagrożone" - ostrzega Robert Radwański, ojciec i trener zawodniczki.
Agnieszka, awansując do ćwierćfinału Australian Open, odniosła historyczny sukces, ale to wcale nie znaczy, że jej tenisowe życie w Polsce stanie się łatwiejsze. Niedawno straciła jedyną możliwość gry przed własną publicznością, bo z kalendarza WTA zniknął warszawski J&S Cup, gdzie przed niespełna dwoma laty zawodniczka zaczynała karierę.
Już wkrótce poważnie skomplikować się mogą także jej warunki treningowe w rodzinnym mieście. W klubie Nadwiślan, gdzie obie siostry Radwańskie stawiały pierwsze kroki tenisowe, kiedy tylko ich rodzice wrócili z emigracji, planowana jest poważna inwestycja. Klub miałby przekazać część gruntów jednej z firm deweloperskich, w zamian za to ta firma zmodernizuje, a częściowo wybuduje nowe obiekty sportowe. W planach jest hala, hotel, restauracje o wartości 12,5 miliona złotych. Problem w tym, że przy okazji poważnie ograniczona zostanie liczba odkrytych kortów - z 5 do 2.
"Mam poważne obawy, czy po tym wszystkim jeszcze będziemy mieli gdzie wracać" - mówi DZIENNIKOWI Robert Radwański. "To są niezwykle atrakcyjne tereny w centrum miasta, pod Wawelem, tuż przy Wiśle. Jak tam wejdą deweloperzy, zaczną działać ostre prawa rynku, interesy sportowców mogą się nie obronić" - opowiada.
"Obawiamy się, że korty, na których trenuje Agnieszka Radwańska, zostaną zamienione w luksusowy dodatek do apartamentowca" - mówi szef sekcji tenisowej Nadwiślana Jan Paradowski. "Oczywiście prezes klubu, któremu najbardziej zależy na inwestycji, tłumaczy ją działaniem dla dobra sióstr Radwańskich. To natychmiast ucisza wszelkie głosy protestu, ale tak naprawdę chodzi tu chyba o coś zupełnie innego" - dodaje.
Wątpliwości obu szkoleniowców budzi fakt, że firma deweloperska została przez prezesa klubu Ottona Hodasa wybrana bez przetargu. Do tego ich zdaniem wartość modernizacji (około 12,5 miliona złotych) nie odpowiada korzyściom, jakie można uzyskać z apartamentowca, czyli ok. 100 milionów złotych. Ta kwota to tylko szacunki konkurencyjnej firmy deweloperskiej, bo żadne oficjalne ekspertyzy finansowe ani prawne nigdy nie powstały - pisze DZIENNIK.
"Nie sprawdzono nawet, czy klub będzie w stanie utrzymać wybudowane obiekty" - mówi Paradowski. "Wiadomo, że przy tej liczbie kortów prowadzenie działalności statutowej będzie utrudnione" - żali się działacz.
Siostry Radwańskie z pewnością wyjdą z tej opresji obronną ręką. W ciągu sezonu nie spędzają w Krakowie zbyt wiele czasu, poza tym już dziś stać je na to, żeby wynająć sobie korty gdzie indziej. Dlaczego więc Radwańscy walczą o korty Nadwiślana? "Jak to dlaczego? To są nasze ukochane, macierzyste korty, na których grał jeszcze mój ojciec, potem ja trenowałem tam całą karierę i na dobą sprawę właśnie tam nauczyły się grać moje córki. Mam spokojnie patrzeć, jak to wszystko teraz zostanie przehandlowane?" - denerwuje się Radwański.