To nadal jest jedno z najważniejszych wydarzeń tegorocznego Pucharu Narodów Afryki. Po zaledwie dwóch meczach grupowych z funkcji szkoleniowca senegalskich piłkarzy zrezygnował trener Kasperczak.

Polski szkoleniowiec nie oszczędza swoich zawodników. "Szlag mnie trafiał, jak patrzyłem na ich grę. Może moje odejście wstrząśnie zespołem i coś zmieni" - mówił. "Henri" odpowiedzialność za fatalne rezultaty (remis 2:2 i porażka 1:3) wziął jednak na siebie.

Kapitan Lwów z Terangi El Hadji Diouf broni jednak selekcjonera. "Oczywiście jestem bardzo rozczarowany tym, co się stało. Bardzo żałuję, że trener Kasperczak odchodzi od nas. To wielki człowiek, wielka osobowość i bardzo dobry szkoleniowiec. Osiągnął duże sukcesy jako piłkarz oraz trener. Wszyscy go poważamy, lubimy i kochamy. Może niektórzy zawodnicy zawiedli naszego trenera... Ale u wszystkich cieszy się ogromnym respektem" - podkreśla napastnik angielskiego Boltonu.

El Hadji Diouf odpiera zarzuty, że w zespole nie było dyscypliny. "Mówią tak dziennikarze z Senegalu, bo wychodzi z nich frustracja. Wielu z nich chciałoby być zawodowymi piłkarzami. Ale nie każdy może być profesjonalnym futbolistą" - mówi piłkarz.

Diouf podkreśla, że w ostatnim grupowym spotkaniu, w czwartek z RPA, jedenastka z Senegalu zagra dla Kasperczaka. Mimo że nie będzie go już na ławce, a zespół poprowadzi asystent "Henriego" Lamine Ndiaye. "Jako kapitan powiedziałem zawodnikom, że musimy wygrać to spotkanie. Nie tylko dla siebie, ale również dla naszego trenera, Henri Kasperczaka. Z RPA zagramy na dwieście procent swoich możliwości!" - zapowiada El Hadji Diouf.