Prezes Zagłębia Lubin Robert Pietryszyn zasugerował, że zjazd PZPN jest tylko po to, aby panowie delegaci pobawili się w Sheratonie. Myśli pan tak samo?

Reklama

HENRYK KASPERCZAK*: Nie, to jest jego zdanie. Zrobiło się trochę nieprzyjemnie, bo przecież nie zjechaliśmy się do Warszawy po to, aby dyskutować o jedzeniu, spaniu, czy o komforcie. Ale ja rozumiem niektórych prezesów. Starają się bronić swoich klubów jak tylko mogą.

Nie nudzą pana te zjazdy?

Ależ tam jest bardzo ciekawie! W pewnym sensie. Bo trzeba podjąć historyczne decyzje, ale nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności. To mnie najbardziej boli. Nie rozumiem niektórych rzeczy. Prokuratura ściga i przedstawia zarzuty, a karze – a raczej wstrzymuje się od karania – PZPN. Korupcja istnieje, korupcja jest i trzeba ten problem natychmiast rozwiązać. Abolicja według mnie nie ma racji bytu. Mówi się, żeby kluby dostawały karę, ale w zawieszeniu na dziesięć lat. To znaczy tak chcą kluby, które nie zostały jeszcze zdegradowane. Co więc mają powiedzieć te, które już zostały relegowane?

Reklama

Pan chce wszystkich przykładnie ukarać?

Chyba trzeba tak zrobić. Przyjeżdżam do Polski i nagle widzę, że ta grupa, która chyba chciała coś w tym względzie robić, już nie istnieje. Nie mówię, że to śmieszne, czy niepoważne, ale wydaje mi się, że ta afera ciągnie się za długo. Trzeba sprawę zamknąć. Pociągnąć do odpowiedzialności i kluby, i ludzi. Skoro nie można karać ludzi, to po co jest Wydział Dyscypliny?

Nie boi się pan, że w ekstraklasie będą niedługo grać takie kluby jak Heko Czermno?

Reklama

Nie. Dla mnie to tylko dowód na to, że mamy do czynienia nie z korupcją, a wielkim i żrącym korupstwem. FIFA mówi, że przedawnień w stosunku do przestępstw w futbolu nie ma. Tłumaczenia w stylu: „my nie jesteśmy odpowiedzialni, bo to nie my nabroiliśmy, tylko nasi poprzednicy” uważam za absurdalne. Każdy spadkobierca jest odpowiedzialny za to, co przejął.

Boniek twierdzi, że niemal każdy pierwszoligowy klub jest umoczony.

Aż tak radykalny w osądach bym nie był. Boniek jest tylko współwłaścicielem klubu. Ma swoje interesy. Niech sprawiedliwość i ściganie winnych zostawi odpowiednim instytucjom.

Nie ma pan dosyć tego polskiego piekiełka? Nie ciągnie pana do Francji?

Żyję w Afryce, Anglii, Francji, Polsce, ale chyba nigdzie mnie nie ciągnie. No... ciągnie mnie czasami, aby zjeść coś dobrego we Francji. Chyba tylko to.

A do fotela prezesa PZPN nie?

Jeszcze nie wiem, czy będę kandydować. Na razie z polskiego klubu nie dostałem żadnej propozycji. Aktualna jest oferta Saint-Etienne. Miałbym tam być dyrektorem technicznym. Ale to tylko luźne rozmowy. Nie chcę się deklarować. To co powiem dzisiaj, może nie być prawdą już jutro. Wszystko biorę pod uwagę. Jest taka koncepcja środowiska piłkarskiego, żebym został prezesem. Mam poparcie. Wielu z chęcią widziałoby mnie w roli prezesa.

Kto na przykład?

Powiem tak – ci, którzy myślą, że ludzie odpowiedzialni za doprowadzenie do całej tej sytuacji, powinni ustąpić miejsca komuś, kto myśli inaczej i będzie działał w inny sposób, niż obecna ekipa. Jednak nic od razu. Na razie rządzący naszym futbolem muszą oczyścić nieco atmosferę, sprzątnąć to, co rozbabrali.

Jakie są pana relacje z Listkiewiczem?

Rozmawiamy sobie. „Dzień dobry”, „co słychać?”, „jak leci?”. Żadnej wrogości. Szanujemy się.

Miał pan świetną opinię w Afryce. Sądzi pan, że nadal taką ma?

A co mnie obchodzi czyjaś opinia? Ja jestem od tego, żeby robić wyniki. A opinia? Niech każdy sobie wyrabia taką, jaką chce. Ja mam się martwić o opinię? To, że jak człowiekowi w danym momencie coś nie wyszło, nie znaczy, że nagle stał się słaby w tym, co robi. Ludzie z ulicy mogą sobie mnie oskarżać. Kto jednak jest w temacie, ten wie, że moja nieudana przygoda z reprezentacją Senegalu to złożona sprawa.

Nie czuję się pan zdrajcą?

Jakim zdrajcą? Jestem zawodowcem i człowiekiem honoru, mam charakter zwycięzcy. Nie mogę pogodzić się z niektórymi rzeczami. Gdy coś przestaje być zależne ode mnie, to z tego rezygnuję.

Co się działo w pana drużynie?

Cóż, monolit to nie był. Stworzyły się dwie grupy – starszych i młodszych. Jedni drugim zazdrościli – sukcesów lub pieniędzy. Albo i tego, i tego. Poza tym większość zawodników miało problemy w swoich klubach. No i powstała grupa wyskokowa. Czułem, że coś jest nie tak, ale nie wiedziałem, że to będzie miało tak duży wpływ na grę.

Pańscy zawodnicy lubili się zabawić?

Nikogo nie przyłapałem na gorącym uczynku, ale miałem podejrzenia. Potwierdziły się dopiero, gdy już opuściłem Senegal. Przed meczem z RPA trzech zawodników poszło do baru i dosyć długo w nim siedziało...

Nie potrafił pan zapanować nad tymi piłkarzami?

Niektórych nawyków nie da się zmienić. Niektórzy po prostu są nie w porządku wobec tego, co robią. Ja mogę odpowiadać tylko za to, co dzieje się na boisku. Nie mogę być żandarmem. To tak jakby pana przełożony dbał o to, co pan robi po pracy. Ja nie mogłem w to ingerować.

Może zawodnicy pana nie zaakceptowali?

Nie wiem. Jak się akceptuje trenera, to nie wystarczy o tym mówić, trzeba to także pokazać na boisku. Oni nie pokazali. Dlatego zrezygnowałem i nie zmieniłem decyzji nawet wtedy, gdy piłkarze mnie o to prosili. Rozmawiałem do trzeciej nad ranem z zawodnikami. Powiedziałem im, że nie wzięli prawdziwej odpowiedzialności za to, co robili. No to teraz będą mieć okazję. Pomyślałem sobie, że może to ja byłem przeszkodą w osiągnięciu sukcesów. Odsunąłem się więc. To jednak też nie pomogło. Problemem nie byłem więc ja.

Żałuje pan dzisiaj, że przyjął ofertę z Senegalu?

Nie. Żałuję tylko, że nie osiągnąłem tego, co zakładałem.

Kibicuje pan Wiśle trenera Skorży?

Oczywiście, życzę mu jak najlepiej.

Nie jest pan trochę zazdrosny, że Skorża ma niemal wszystko, o co poprosi, a panu w Wiśle głównie uszczuplano skład?

Ja tam nie lubię do nikogo się porównywać. Nie sprowadzałem reprezentantów Polski. Dopiero po dłuższej grze w mojej drużynie zawodnicy trafiali do reprezentacji. Oba rozwiązania są dobre.

Jest pan zmęczony piłką?

Mam jeszcze i pasję, i energię. Lubię chodzić na grzyby, popracować w ogrodzie. Mam dom na wsi, ale do hodowli owiec się nie nadaję. To nie jest mój żywioł.

* Henryk Kasperczak, ur. 10.07.1946 w Zabrzu. Jako piłkarz zdobył dwa tytuły mistrza Polski, trzecie miejsce na MŚ w 1974 roku oraz srebrny medal olimpijski w 1976 roku. Jako trener zdobył Puchar Francji z FC Metz oraz trzy mistrzostwa Polski i Puchar kraju z Wisłą Kraków. W Pucharze Narodów Afryki zajął 2. miejsce z Tunezją, a 3. z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Od czerwca 2006 do stycznia 2008 roku był selekcjonerem reprezentacji Senegalu